– Na pewno większość z nas cieszy się z tego pierwszego zwycięstwa przed własną publicznością, bo ona jest wspaniała i na to zasłużyła – powiedział po meczu trener Zbigniew Smółka, chwaląc swoich zawodników za całokształt, ale i odnosząc się do poszczególnych nazwisk indywidualnie. Arka potrzebowała dziewięciu spotkań, by zwyciężyć w tym sezonie na obiekcie w Gdyni.
Uśmiech i rozmarzony wzrok królowały w strefie mieszanej na stadionie przy ul. Olimpijskiej po tym, gdy w piątkowy wieczór żółto-niebiescy pokonali borykającego się z własnymi problemami Lecha Poznań. Arka swoje problemy chwilowo rozwiązała, a zwycięstwo nad Lechitami miało wielu bohaterów.
„NIE BYŁO DZIŚ NA BOISKU SŁABEGO PIŁKARZA”
– Dzisiaj istotna była jedna rzecz – kontynuował swoją pomeczową wypowiedź w sali konferencyjnej trener. – Moim zdaniem, nie było dziś na boisku piłkarza słabego, było też kilku piłkarzy wybitnych. Jasne, wszyscy widzą Lukę Zarandię, widzą Michała Janotę, który strzelił bramkę, widzą Pavelsa Steinborsa. Natomiast dzisiejsza praca Adama Deji i spotkanie Michała Nalepy, przede wszystkim, to naprawdę szacunek – zauważył trener.
– Nie było słabego ogniwa, dlatego zwyciężyliśmy – podkreślił Smółka.
– Dobrze trener powiedział, że dzisiaj każdy zapracował na to zwycięstwo i oddał wszystko – przede wszystkim serducho, dużo zdrowia. Mieliśmy też troszeczkę szczęścia, także wszystko było dzisiaj z nami – przyznał do mikrofonu Radia Gdańsk Pavels Steinbors.
Posłuchaj pomeczowej wypowiedzi trenera Smółki:
SZCZĘŚLIWY SOLENIZANT
Dla bramkarza Arki było to spotkanie wyjątkowe. W piątek łotewski golkiper obchodził bowiem swoje 33. urodziny.
– Jestem szczęśliwy, że dzisiaj, w urodziny bardzo ważnego, jednego z naszych kapitanów, udało się zrobić mu bardzo fajny prezent – i on też nam pomógł, żeby teraz chwilę się pocieszyć, mówił na konferencji trener Smółka.
O tej szczególnej okazji nie zapomnieli także kibice. Gdyńska „Górka” skandowała po meczu nazwisko reprezentanta Łotwy, po czym zaśpiewała mu gromkie „Sto lat”, co wyraźnie wzruszyło zawodnika.
– Dziękuję za ten prezent, który po meczu usłyszałem od kibiców. To jest naprawdę coś pięknego, nigdy takiego w życiu nie dostałem. Będę pamiętał go długo, długo, długo. Dziękuję im za to serdecznie – powiedział Pavels Steinbors po meczu.
Posłuchaj rozmowy z Pavelsem Steinborsem:
„IDZIEMY PRESSINGIEM I NIE DAJEMY IM GRAĆ”
Bramkarz docenił nie tylko prezent od kibiców, ale i ten, który wynikiem sprawili mu koledzy z drużyny.
– To, co chłopaki robią, to naprawdę czapki z głów. Pracują ciężko i dzisiaj, gdy po tej pracy przychodzi zwycięstwo, to jest coś pięknego. Myślę, że wygraliśmy zasłużenie, także dziękuję wszystkim chłopakom – powiedział.
Pracę drużyny docenił również strzelec bramki, Michał Janota. Dla sprowadzonego do Gdyni w czerwcu piłkarza to już trzecie trafienie w lidze, pierwsze w meczu zakończonym zwycięstwem.
– Uważam, że byliśmy lepszą drużyną i nie pozwoliliśmy dzisiaj Lechowi na zbyt wiele – zauważył pomocnik.
– Powiedzieliśmy sobie jasno, że idziemy pressingiem i nie dajemy im grać. Co mieliśmy do stracenia? Musieliśmy w końcu wygrać u siebie i dzisiaj to wyszło – podkreślił.
– Nie będę ukrywał, że byłem cierpliwy i wiedziałem, że w końcu ten moment nadejdzie, bo ta liga jest tak wyrównana, że tutaj każdy może wygrać z każdym. U nas w każdym zawodniku dzisiaj było to widać, że każdy chciał i dzisiaj wszystko grało – podsumował.
Posłuchaj wypowiedzi Michała Janoty:
GRUZIN, POLAK, DWA BRATANKI
Wszystko grało, m.in. na linii Janota–Zarandia, o czym kibice przy ul. Olimpijskiej mogli przekonać się nie po raz pierwszy. Nie dość, że obaj coraz lepiej spisują się w zadaniach ofensywnych, to równie znakomicie wychodzi im wzajemna współpraca.
– Wszyscy o tym mówią i to widzą. I dobrze – ja po prostu rozumiem jego, on rozumie mnie i to nie był pierwszy mecz, w którym pokazaliśmy, że potrafimy zagrać coś razem. To super, że tak dobrze się dogadujemy – przyznał Zarandia.
Do pochwał dołączył także szczodry w piątkowy wieczór w komplementach trener Smółka.
– To jest to, co kiedyś już mówiłem: musimy wykorzystywać atuty danego piłkarza. Nie może Luka czy Janota pomagać nam z tyłu, bo robią nam różnicę do przodu – i na nich musimy pracować, bo są piłkarzami wybitnymi.
„GRUZIŃSKI TANIEC? JA NIE POTRAFIĘ TAŃCZYĆ!”
– Luka być może troszeczkę mniej pomógł z tyłu, ale jak już dostał piłkę do przodu, to – jak ja to mówię – tańczył ten gruziński taniec. Raz zatańczył i zdobywamy trzy punkty. Wspaniały chłopak, kontynuował trener.
– Ogólnie Gruzini bardzo dobrze tańczą, ale ja nie umiem! – skomentował z uśmiechem wypowiedź szkoleniowca pomocnik.
– Lepiej czuję się z piłką. Troszeczkę tańczę, ale nie umiem tego robić tak dobrze, bo to jest naprawdę ciężki taniec. Tak wyszło, że może i zatańczyłem, muszę obejrzeć ten mecz – kontynuował Luka.
Posłuchaj rozmowy z Luką Zarandią:
Czy brak zwycięstw powodował niecierpliwość, a może dał podłoże pod stres?
– Ja w ogóle nie czuję stresu. Gra w piłkę to jest to, co potrafię robić najlepiej i cieszy mnie, gdy gram. Nie myślę o tym, z kim gramy, ja po prostu idę po swoje, tak jest w każdym meczu – podsumował Gruzin.