Lukas Haraslin dla RG: „Czemu miałbym być smutny, skoro życie jest takie piękne?” [WYWIAD]

Mając 17 lat wyjeżdżał do Włoch z wielkimi planami, ale przekreśliło je bankructwo Parmy. Trafił do Lechii, gdzie długo był rezerwowym, a kiedy zabłysnął, stracił rok przez fatalną kontuzję. Teraz znów jest na fali i ciągnie grę Lechii. Czy jest już dojrzałym facetem? Jak często dzwoni do rodziców i czy musi wyciągać dziewczynę na imprezy? Kto w jego życiu jest najważniejszy i jakim klubom kibicuje? Zapraszamy na rozmowę Tymoteusza Kobieli z Lukasem Haraslinem.
Do jakiego wieku możemy mówić o piłkarzu, że jest jeszcze młody?

W dzisiejszej piłce młody piłkarz jest do 21 lat, kiedy kończy się młodzieżówka i powoli zbliża się do pierwszej reprezentacji. Ale widzimy, że parę lat temu szesnasto-, siedemnastolatek był za młody, żeby grać w wyższych ligach, a teraz widzimy, że są tacy piłkarze i to w podstawowym składzie.

Czyli Ty jesteś już dorosłym, dojrzałym facetem?

(śmiech) Nie czuje się może jakiś stary, ale kończy mi się okres grania w młodzieżowej reprezentacji i muszę chyba zamknąć ten temat młodości. Na razie cieszy mnie, że mogę grać i mam nadzieję, że będę jeszcze długo grał.

Długo to grasz już w Gdańsku, bo zaczynasz tutaj czwarty sezon. Zasiedziałeś się w Lechii i przez tę kontuzję trochę za dużo czasu tu spędzasz, czy lubisz stabilizację, bo to nie jedyna kwestia w Twoim życiu, która trwa od trzech lat?

Wszyscy wiemy, że były oferty z innych klubów, z innych krajów. Niestety, złapałem kontuzję i inaczej się to potoczyło, musiałem wrócić do zdrowia. To naprawdę był chyba najgorszy okres w mojej karierze. No ale dotarłem do siebie i cieszy mnie, że znowu pomagam drużynie. Teraz myślę już tylko o tym co jest, a nie co było albo będzie. Próbuję grać jak najlepiej, żeby znowu się pokazać i żeby znowu były oferty.

Błażej Augustyn mówił mi ostatnio, że on przez kontuzje stracił mniej więcej 3 lata grania. Ty jesteś dużo młodszy i już masz za sobą stracony rok. Jak ciężko było Tobie poradzić sobie z tą kontuzją? Nie tylko pod względem fizycznym, ale też mentalnym.

Ja byłem po prostu smutny. Nic mi się nie chciało, z nikim nie mogłem gadać. Byłem tak psychicznie zmęczony i mówiłem sobie, że to jest ciężko, nie da się, czeka mnie operacja. Bałem się, ale podtrzymała mnie moja rodzina, dziewczyna, koledzy z drużyny i trener. Mówili mi, że będzie lepiej, i jest. Teraz myślę już o tym, co jest, i gram w Lechii.

Bliscy są chyba bardzo ważni w Twoim życiu. Na nadgarstku masz wytatuowane daty urodzin całej rodziny. Oni są najważniejsi?

No tak, bez nich nie byłbym tam, gdzie jestem. Za całe wsparcie od rodziny, znajomych, przyjaciół, trenerów z młodzieżówki jestem bardzo wdzięczny. Teraz próbuję im się jakoś odwdzięczyć. Tak jest w życiu, że potrzeba tego wsparcia. Samemu nie pociągnie się nic, nawet drużyny. Jak pracuje cały zespół, to wygrywacie jako zespół, jak nie pracujecie razem, to razem przegrywacie. Tak jest też w życiu.

Wydajesz się być bardzo otwartą, kontaktową osobą, która lubi pożartować i się pobawić. To rodzice nauczyli Cię tej otwartości do ludzi?

Tak, po prostu próbuję się śmiać, nie chcę być smutny. Czemu miałbym, skoro – dopóki jesteśmy zdrowi – życie jest takie piękne? Cieszy mnie to, że ludzie, z którymi się spotykam, też są zawsze uśmiechnięci. Jak byłem młoty, tata zabierał mnie z dorosłymi na mecze. Miałem sześć lat i już byłem w kontakcie z ludźmi.

A Twoja dziewczyna, z którą jesteś od trzech lat, też jest tak otwarta, czy raczej przeciwieństwa się przyciągnęły?

No, mogę powiedzieć, że czasami marudzi. Jeżeli idziemy gdzieś dużą grupą, jako „partia”, to coś tam mówi, że nie chce iść. No ale musi się przyzwyczaić. Ja jej powiedziałem: piłkarz ma dużo kolegów i albo będziesz chodziła ze mną, albo będę chodził sam. Nie ma innej opcji (śmiech). Na razie się do tego dostosowuje.

Ale chyba dobrze się dogadujecie, bo już trzy lata jesteście razem.

Nie będę ukrywał, że czasami to „skrzypi”, ale jesteśmy razem. Ona jeszcze studiuje, rok jej został, a potem zobaczymy, czy będę jeszcze tu, czy gdzieś indziej.

A na parkiet podczas imprez ona wyciąga Ciebie, czy Ty ją?

Nie no, ja na imprezy nie chodzę (śmiech). Jeżeli już to na Słowacji. Czasami chodzę wtedy sam z chłopakami, a czasem idziemy razem z dziewczynami. Raczej ja ją wyciągam na parkiet.

To wracając do wątku piłkarskiego – jak to się stało, że chłopak, który mając 17 lat wyjechał do Włoch, dwa lata później trafił do Lechii. To kierunek, który raczej był Tobie nieznany.

We Włoszech byłem młody, sam, musiałem się dostosować, co zajęło mi pół roku, może 4 miesiące. Potem już czułem się tam jak w domu.

A zanim dostosowałeś się do tego życia, były codzienne telefony do rodziców?

No tak, ja mam taki rytuał, że zawsze dzwonię do taty po każdym treningu. Czasem, kiedy mam problem, coś mi nie wychodzi, też do niego dzwonię. Tata jest takim numerem jeden w mojej karierze. Pomógł mi bardzo wiele. Słyszałem też od niego złe rzeczy, że nie grałem dobrze. Wtedy to ze trzy dni nie gadaliśmy. Do niego dzwonię częściej niż do mamy, ale ona zawsze siedzi z nim. Z nią nie będę o piłkarskich rzeczach gadał, bo kobiety się raczej nie znają na piłce tak, jak faceci. Takie jest to moje życie, że dzwonię do domu codziennie.

A co rodzice mówili przed wyjazdem do Włoch? Nie bali się, że jesteś za młody? Patrząc na zdjęcia z tamtego czasu, i nawet te zrobione po przyjeździe do Lechii, Ty wciąż wyglądałeś jak bardzo młody chłopak.

Tata rozumie piłkę, bo sam grał. Powiedział, że nie mam się czego bać, takie życie wybrałem i mam iść. Z drugiej strony mama mówiła, że gdzie ja, sam, młody, do Włoch. Nie mogła przeżyć, że syn jej odchodzi. Tata ją uspokajał, bo wiedział, że sobie poradzę. Cieszy mnie to, że miałem takie wsparcie.

A siostra interesuje się piłką, czy raczej rozmawiacie o czym innym?

Siostra bardzo interesuje się sportem. Kiedy ja przegrywam, jest tak samo smutna. Ona i mój tata są takimi największymi moimi kibicami.

Co jest Twoim największym marzeniem?

Gra w pierwszej reprezentacji Słowacji i jeszcze raz zagranicą. Chcę grać w TOP 5 lig świata i oczywiście być zdrowym całe piłkarskie życie.

Real Madryt jest na szczycie tej listy marzeń? Ty Królewskim kibicujesz i to bardzo zażarcie.

No kibicuję. Real i Manchester United to moje dwie ulubione drużyny, które oglądam, ale na razie jestem w Lechii, patrzę na to, co jest I jeżeli chcę gdzieś wyżej grać, to muszę nad sobą dużo, dużo pracować.

Rozmawiał Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj