Brakuje pieniędzy, kibiców i zwycięstw. Dlaczego upadają kluby sportowe? Analizujemy na przykładzie szczypiornistek Arki

Jest pomysł na ratowanie żeńskiej piłki ręcznej w Gdyni. W środę GTPR stracił licencję na grę w ekstraklasie. W piątek władze stowarzyszenia ogłosiły upadłość, w niedzielę zespół oddał punkty walkowerem drużynie z Kościerzyny. Praca u podstaw ma zacząć się w Gdyni Karwinach.

POWRÓT DO ŹRÓDEŁ

W Szkole Podstawowej nr 42 w Gdyni Karwinach funkcjonują klasy o profilu piłki ręcznej. Zajęcia prowadzą trenerzy, a za szkolenie dziewcząt odpowiada Beata Kłusewicz-Nowińska, która była jedną z twórczyń i pierwszą trenerką drużyny ligowej w Gdyni. Tej samej, która jeszcze półtora roku temu pod szyldem Vistalu była mistrzem Polski. Kryzys finansowy tytularnego sponsora i w konsekwencji ponadmilionowe długi sprawiły, że drużyna, po nieudanej próbie przetrwania pod szyldem GTPR, upadła.

Teraz na bazie młodzieży w strukturach nowego stowarzyszenia, które ma już podstawy prawne, zespół miałby przystąpić do rozgrywek 2 ligi i w perspektywie 2-3 lat wrócić na poziom ekstraklasy. Temu projektowi kibicują m.in. władze miasta, które wszystkie drużyny na centralnym szczeblu rozgrywek wspierają środkami z funduszu promocji.

DLACZEGO UPADŁA ARKA

Upadek żeńskiego szczypiorniaka w Trójmieście to proces. W Gdańsku kolejno znikały ze sportowej mapy Start, AZS AWFiS i Łączpol, w Gdyni – Bałtyk, Vistal i GTPR. Wielka Arka od początku listopada zrzesza już tylko pięć podmiotów. W najlepszej kondycji sportowej i finansowej znajdują się piłkarze oraz koszykarki i koszykarze. Gwarantem istnienia klubu piłkarskiego są kibice. W minionym sezonie na trybunach Stadionu Miejskiego przy ul. Olimpijskiej zasiadało średnio ponad 8 tysięcy kibiców. To tylko o 2 tysiące mniej niż na Stadionie Energa Gdańsk podczas meczów Lechii. Piłkarze są oczkiem w głowie władz miasta. Asseco i prezes Przemysław Sęczkowski zapewniają poczucie bezpieczeństwa koszykarzom. Bogusław Witkowski dba o koszykarki. Lech Ramczykowski cały czas marzy o tym, by udowodnić Wybrzeżu, że centrum rozwojowym męskiego szczypiorniaka w Trójmieście jest Gdynia. Powody ma po temu także osobiste – jako były zawodnik Spójni – i zawodowe – od blisko 30 lat robi interesy w Gdyni.

Zespół szczypiornistek Arki funkcjonował w skostniałej strukturze GTPR. Prezes Marek Gutteter moc czerpał z dobrej kondycji Vistalu. Kiedy tytularny sponsor popadł w finansowe tarapaty i wycofał się z finansowania drużyny, klub upadł, mimo iż w ciągu ostatnich dwóch lat miasto wsparło piłkarki ręczne kwotą ponad 2 milionów złotych. Szefowie GTPR nie mieli nowych kontaktów ani pomysłów i ustami prezesów powiedziało „pas”. Miasto nie chciało stwarzać precedensów i dlatego, mimo iż gra toczyła się o zaledwie 30 tys zł, na przedłużenie licencji i kilkudziesięciu kolejnych dla zawodniczek na przeżycie do końca roku, nie uruchomiło specjalnej transzy.

ZA DUŻO ARKI

Trójmiasto i cały polski sport zdaje się cierpieć z tego samego powodu. Klubów i drużyn jest po prostu zbyt dużo. Brakuje sponsorów, co jest konsekwencją także braku kibiców. Istotny wpływ na gorszą koniunkturę mają także gorsze wyniki sportowe. Te wszystkie czynniki są zarówno przyczyną, jak i skutkiem kryzysu.

Ludziom zwyczajnie brakuje czasu na kibicowanie. Oferta weekendowa zwykle zawiera wykluczające się zdarzenia. Mecze piłkarzy ogląda nawet kilkanaście tysięcy kibiców, na koszykarzy i siatkarzy przychodzi po kilka tysięcy, ale szczypiorniak czy to męski, czy żeński musi zadowolić się zaledwie kilkusetosobową garstką.

 

Włodzimierz Machnikowski/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj