Z nieba do piekła i z powrotem. Tak wyglądało ostatnie 1,5 roku w wykonaniu Lechii Gdańsk. Klub w czerwcu 2017 roku był o punkt ligowy od Mistrzostwa Polski. Pół roku później tkwił w dole tabeli, a dziś znów dotyka szczytów. Jeśli wygra z Jagiellonią, ucieknie głównemu rywalowi na 6 punktów. Jak z drużyny walczącej o Mistrzostwo Polski i europejskie puchary zrobić pośmiewisko ligi broniące się przed spadkiem, a po miesiącach upokorzeń znów wskoczyć na szczyt? Modelowy przykład prezentuje Lechia ostatnich 18 miesięcy. W Ekstraklasie tylko Górnik Zabrze przeżywał niedawno podobną sinusoidę. Po latach stabilizacji – miejscach 4 (2013/14), 5 (2014/15), 5 (2015/16) i znowu 4 (2016/17), w Gdańsku przyszło zachwianie formy, które na szczęście nad morzem wydaje się tylko jednorazowym wybrykiem. Ale w osiągnięciu harmonii ostatnich tygodni ogromny udział ma doświadczenie Piotra Stokowca.
Lechia jedzie do Warszawy z szansami wygrania ligi, zagrania w Lidze Mistrzów, pokazania się w pucharach po prawie 35 latach. Ale gra przy Łazienkowskiej zachowawczo, z boiska za idiotyczny faul wylatuje Peszko, a zespół jako jedyny z czwórki Legia, Jaga, Lech nie kwalifikuje się do europejskich pucharów.
JESIEŃ 2017
Lechia odpada z Pucharu Polski po słabym meczu w Bytowie. W lidze jest dostarczycielem punktów, tułającym się w ogonie tabeli. Zwolnienie trenera Piotra Nowaka jednocześnie… przesuwa go na stanowisko dyrektora sportowego, a specjalistę od przygotowania fizycznego Adama Owena na… stołek pierwszego szkoleniowca. Zawiłe? I to jak! Równie jak fakt kandydatury Owena, którą zaproponował… sam degradowany Nowak.
LATO I JESIEŃ 2018
Tymczasem klub zalicza najlepszy start ligi w historii, przegrywa dopiero w 8. kolejce z Wisłą Kraków, kończąc rundę jesienną z ledwie dwiema przegranymi. Na liderów zespołu kreowani są zawodnicy skreślani jeszcze kilka miesięcy wcześniej. A to wszystko za sterami człowieka, który obejmował w Gdańsku zespół „zajechany” walijskimi eksperymentami.
Skoro więc można pokonać Jagiellonię u niej, na początku sezonu, to jakie są kontrargumenty dla zwycięstwa teraz, kiedy idzie tak dobrze? Porażki nikt nawet nie zakłada, bo na Stadionie Energa ostatni rywal który ograł Lechię to… dzisiejszy I-ligowiec, Bruk-Bet Termalika w maju zeszłego sezonu.
CO DALEJ?
Jeśli Lechia wygra, stworzy sobie komfort, którego w Gdańsku nigdy nie było. Pozycja lidera i 6 punktów przewagi nad następnymi drużynami, dadzą poważne argumenty do rozważań by wzmocnić zespół. A wszystko po to by, ponownie po 18 miesiącach stanąć przed szansą na koronację. Lepiej do tej szansy dojrzewać już dziś.