Jeśli trafiasz rzuty na poziomie 37 procent z gry, a rywal w tej samej statystyce notuje 52 procent, to nie jesteś w stanie wygrać. Na własnej skórze sprawdzili to koszykarze Arki, ulegając w Toruniu Polskiemu Cukrowi 73:96. Statystyka procentowa jest poglądowa, bo odnosi się do wyczynów po zakończeniu trzeciej kwarty. To właśnie wówczas działo się wszystko co najgorsze dla Arki. Zespół Polskiego Cukru uciekł na 18 punktów, a trener Przemysław Frasunkiewicz w geście dezaprobaty krzyczał do sędziów „brawo”, kiedy ci odgwizdywali na jego podopiecznych kolejny faul.
Ale przyczyny porażki trzeba szukać w innych czynnikach niż decyzje sędziowskie. Błąd trzech sekund Roberta Upshawa w czwartej kwarcie, 1/6 z rzutów z gry Filipa Dylewicza czy 6/14 Josha Bostica. Słowem błędy, straty i brak skuteczności, które z zimną krwią wykorzystał brązowy medalista ubiegłorocznego sezonu.
Na szczęście dla gdyńskiej drużyny, to pierwsza wpadka od 3 listopada, kiedy u siebie Arka przegrała z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Choć słowo wpadka też jest delikatnym nadużyciem – Polski Cukier Toruń to przecież drużyna walcząca o najwyższej cele, sam Przemysław Frasunkiewicz sytuuje ją w gronie pięciu tych, które powalczą o Mistrzostwo Polski, a w Toruniu poległy już w tym sezonie Stelmet Zielona Góra i Stal Ostrów Wielkopolski. Poległa i Arka czego jednak jeszcze nie wypada gdyńskim koszykarzom wypominać. Nadal są oni w uprzywilejowanej sytuacji, mając 11 zwycięstw i tylko 3 porażki w tym sezonie.
I jeszcze słowo o koszykarzach z Torunia. U siebie są niezwykle skuteczni i z bilansem 6-0 we własnej hali pokonali najsilniejszych. Zdecydowanym zwycięstwem nad Arką, wzmocnili swoją pozycję przed decydującymi meczami i fazą play-off Energa Basket Ligi
Paweł Kątnik