Krokiem kulejącym po pierwsze zwycięstwo. Koszykarze Arki z problemami, ale lepsi od Legii

Widziałem ostatnio w zespole zupełnie inną koncentrację i inne zaangażowanie. Przypomniały mi się finały play-offs z Treflem. Cisza, skupienie i tak przez 12 godzin przed meczem – opisywał Przemysław Frasunkiewicz dzień meczowy przeciwko Polskiemu Cukrowi Toruń, jeszcze w fazie zasadniczej. Niestety, tej koncentracji zabrakło w pierwszym meczu ćwierćfinału. Arka kulejąc wykonała jednak krok ku półfinałowi, wygrywając z Legią 79:75.

Wyciszenia i skupienia wystarczyło gdyńskim koszykarzom tylko na trzy kwarty meczu z Legią Warszawa. Faworyci prowadzili po pierwszych 10 minutach 25:14 i tę przewagę utrzymywali też przez większość drugiej odsłony.
Na trzy minuty przed zejściem do szatni pojawiło się rozprężenie. Piłkę źle podał Florence, rzut za trzy spudłował, Ginyard i zrobiło się 36:31. I tu znów można posłużyć się Frasunkiewiczem. – Nie da się utrzymać koncentracji przez 8 miesięcy, jestem tego świadom. Chodzi o to, by umieć zareagować w odpowiednim momencie, by nie mieć do siebie pretensji.

DZIWNA DEKONCENTRACJA

Większość meczu wydawało się, że tych pretensji nie będzie, a z przebiegu nasuwało się jedno pytanie: czy tak, jak początek drugiej połowy, będzie wyglądał cały play-off? Z werwą rozpoczęły go gwiazdy Arki James Florence i Josh Bostic. Ten pierwszy wykonał akcję 3+1, a drugi najpierw pięknie przechwycił, a potem po faulu zdobył punkty. Obrazek znany z wielu meczów, dodajmy zwycięskich. Bo trudno byłoby sobie wyobrazić pierwsze miejsce i marzenia o medalu bez dwóch Amerykanów w Gdyni.

Końcówka meczu kompletnie zaburzyła jego obraz. Bo nie można o nim powiedzieć, że było wyrównane. Trudno też zaryzykować stwierdzenie, że Legia była krok od zwycięstwa. Ba, jak twierdzą koszykarze Arki, choćby Adam Łapeta, gdynianie kontrolowali przebieg rywalizacji do końca. A jednak ostatnia minuta trwała w nieskończoność, faule w obu kierunkach zdawały się nie mieć końca, a wynik raz po raz zmieniał się z bardziej korzystnego dla Arki na tylko nieco korzystny. I jak to ma w zwyczaju, na swoje barki wziął wszystko rozgrywający James Florence. Dał się sfaulować w kluczowych akcjach, trafiał rzuty wolne i zwycięstwo Arki stało się faktem.

POWINNO BYĆ GŁADKO

Legia? Gdyby sposób na Arkę znalazła szybciej niż na koniec spotkania, to mogła nawet w Gdyni pokusić się o zwycięstwo. W czwartek miała jednak za mało argumentów czysto koszykarskich. Świetne zawody zagrał rzucający Filip Matczak, osiągając swój rekord punktowy sezonu – 24. Tyle, że w pojedynkę z długą ławką Arki wygrać się nie da.

Przy pełnej koncentracji o zakończenie ćwierćfinałowej serii w trzech meczach nie powinno być problemów. Nie zmienia to jednak dobrego wrażenia, jakie pozostawiła po sobie warszawska drużyna w Gdyni. Kolejne spotkanie również w Gdynia Arenie w sobotę o 17:00.

1. mecz ćwierćfinału play-off: Arka Gdynia – Legia Warszawa  79:75 (25:14, 14:17, 20:17, 19:27)

Punkty dla Arki: Bostic 15, Florence 17, Ginyard 10, Dulkys 8, Ponitka 9

Punkty dla Legii: Matczak 24, Karolak 7, Kowalczyk 11, Pinder 11

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj