„Gdzie byłeś Jimmy, kiedy Cię nie było?”. Pytanie skierowane do Jamesa Florence’a o dyspozycję z ostatniego meczu półfinałowego na długo pozostanie bez odpowiedzi. Amerykanin poległ w decydujących momentach z Anwilem, ale w meczu o brąz wrócił wielki, zapewniając Arce medal Energa Basket Ligi.
Przykro było patrzeć na to, co kibicowsko zostało po wielkim półfinałowym święcie podczas meczu Arka – Stelmet. Trybuny świeciły pustkami, z atmosfery zagęszczonej emocjami jeszcze kilka dni wcześniej, pozostała atmosfera ciszy i niedosytu. A przecież rywalizacja o brąz sportowo się obroniła, była wspaniała i emocjonująca do końca. Gdyńscy fani mogą więc pluć sobie w brodę, że zamiast licznie udać się wieczorem do Gdynia Areny, postanowili grymasić i odpuścić.
SZKODA PUSTYCH MIEJSC
Trzeba oczywiście pamiętać, że gros wejściówek podczas półfinałów wykupili kibice Anwilu. Trudno też oczekiwać, że po 9 mistrzostwach, po aspiracjach na dziesiąty tytuł, ktokolwiek uzna walkę o brąz jako spełnienie marzeń. Ale nie można zapominać, że przed sezonem uznano by taki wynik za sukces, a bilans tego, co osiągnął Frasunkiewicz ze swoimi podopiecznymi przez ostatnie kilka miesięcy, należy odbierać co najmniej z dużym szacunkiem. Dlatego też szkoda, że po takim sezonie, po minimalnej porażce z rąk Anwilu, za rywalizacją sportową nie poszło zaufanie kibiców. Może po prostu balonik nadmuchano zbyt pompatycznym powietrzem, na czele z koszulkami „projekt X” rozbudzającymi zbyt śmiało marzenia o powrocie na koszykarski szczyt.
STWORZYLI WIELKIE SHOW
I w takiej atmosferze przyszło obu zespołom rozgrywać finał pocieszenia. A gdy Arka na koniec trzeciej kwarty, po dwóch trójkach Florence’a wychodziła na 17-punktowe prowadzenie, niemożliwe stało się tak bardzo realne, by na koniec stać się faktem. Na ten wynik pracowało wielu ludzi, m.in. tak jak w Zielonej Górze Deividas Dulkys. Albo będący u schyłku kariery Krzysztof Szubarga. Nieważne, że najlepsze czasy ma już za sobą. Takich zawodników Arka szczególnie potrzebuje. Charakternych, nie odpuszczających, budujących tożsamość zespołu opartą na Polakach. I choć na ścianie wiszą już medale kruszcu złotego (2011) i srebrnego (2010), to jego gra o „zaledwie” brąz w poniedziałek była dowodem największego profesjonalizmu. Trafiał z dystansu, półdystansu, przechwytywał i dogrywał kolegom. To głównie rozwiązania przez niego podejmowane, pozwoliły zespołowi po pierwszej połowie osiągnąć przewagę 11 punktów (41:30), a postawa dołączającego się Florence’a jeszcze pozwoliła tę przewagę zwiększać. W całym meczu Amerykanin zdobył aż 33 punkty.
IM NAPRAWDĘ ZALEŻAŁO
Ktokolwiek zechce powiedzieć, że mecz o brąz to tylko finał pocieszenia, powinien zobaczyć obrazki po końcowej syrenie. Smutek Adama Hrycaniuka ze Stelmetu i łzy Krzysztofa Szubargi – tyle dowodów, że obie strony grały z równą zaciętością, co koledzy z Torunia i Włocławka w finale.
Arka wieńczy wspaniały sezon brązowym medalem Ekstraklasy, a Stelmet? Zagrał dobrą serię, był o krok od zapewnienia sobie brązu, ale pokpił sprawę w drugiej połowie decydującego meczu. Zielonogórzanie do tego stopnia poczuli się dotknięciu swoją porażką, że na ceremonii wręczenia nagród wielu z nich pozostało w szatni.
Mecz o 3. miejsce Energa Basket Ligi: Arka Gdynia Stelmet Zielona Góra 105:80 (20:22, 31:18, 23:17, 31:23)
Punkty dla Arki: Florence 33, Szubarga 17. Dulkys 17, Garbacz 9, Wyka 12, Witliński 4, Wołoszyn 3, Łapeta 0, Ginyard 10
Punkty dla Stelmetu: Starks 16, Sokołowski 14, Sakić 10, Planinic 6, Koszarek 5, Hrycaniuk 4, Zamojski 6, Hosley 8, Humphrey 6, Devoe 3
Paweł Kątnik