Młoda, zdolna, pracowita. Milena Lipińska podąża śladami Jeleny Isinbajewej [WYWIAD]

lipinska

W swoim życiu łączy dwie pasje: fizjoterapię oraz sport. Milena skacze o tyczce. To konkurencja, która w Polsce ma wspaniałe tradycje. Dokładnie 10 lat temu w Berlinie Anna Rogowska została mistrzynią, a Monika Pyrek wicemistrzynią świata.

W rozmowie z Przemysławem Schenkiem Milena Lipińska opowiada o pierwszym tyczkarskim kroku, pierwszych sukcesach i olimpijskich marzeniach

Przemysław Schenk: Kiedy wzięłaś pierwszy raz tyczkę do ręki?

Milena Lipińska: Zaczęło się w szkole. Na początku trenowałam siatkówkę, a w soboty odbywały się dodatkowe zajęcia. Raz pomyliłam godziny i przyszłam za szybko. Wówczas na sali odbywały się treningi gimnastyczne. Trener namówił mnie do przyłączenia się do grupy. Potem zaproponował trening na hali lekkoatletycznej. Tam pierwszy raz zetknęłam się ze skokiem o tyczce. Spodobało mi się i tak trwa to już od ośmiu lat.

Mimo młodego wieku doświadczyłaś już problemów związanych z urazami.

Rzeczywiście, borykałam się z kontuzjami. Miałam problem ze ścięgnem Achillesa. Konieczny był zabieg. Po nim musiałam powrócić do formy. Było ciężko. Momentami miałam problem ze skakaniem. Czasami było to niemożliwe. Wówczas pojawiało się zwątpienie. Musiałam zacząć wszystko od nowa. Mój trener Leszek Migda uczył mnie od podstaw. Jeszcze w tamtym sezonie wróciłam na poziom 3,7 m.

Jak wspominasz pierwszy występ?

Moje pierwsze zawody to był Memoriał legendarnego trenera Walentego Wejmana w Gdyni. To była impreza dla dzieci i juniorów młodszych. Wspominam ją bardzo pozytywnie. Byłam zaskoczona pierwszą wysokością. Poprzeczka była zawieszona zaledwie kilka centymetrów nad zeskokiem. Razem z koleżanką myślałyśmy, że to żart. Na treningach pokonywałyśmy już wyższe wysokości. Pamiętam, że uzyskałam bardzo dobry wynik – 2,3 m. Wówczas zajęłam drugie miejsce.

Czy skakanie o tyczce na poziomie wyczynowymi wiąże się z jakimiś wyrzeczeniami?

Trzeba poświęcać bardzo dużo czasu na treningi. Przez ostatnie cztery lata byłam na nich nawet dwa razy dziennie. Treningi kolidowały ze spotkaniami ze znajomymi. Ponadto, mieszkając poza domem, sama musiałam uporać się z codziennymi obowiązkami – sprzątanie, gotowanie. Ze względu na wyjazdy często nie ma mnie w domu. Uroczystości rodzinne są dla mnie czymś absolutnie wyjątkowym.

Milena Lipińska zajęła drugie miejsce w ostatnich Mistrzostwach Polski U23 (Fot. archiwum prywatne)
 

Skąd czerpiesz motywacje do dalszych treningów oraz zawodów?

Sam trening przynosi mi dużo radości. Uwielbiam to robić. Nie lubię siedzieć bezczynnie w domu. Muszę być ciągle w ruchu.

Kto jest twoim idolem?

Na pewno rekordzistka świata Jelena Isinbajewa. Przed startami oglądam też stare nagrania mojej starszej koleżanki klubowej Pauliny Dębskiej, której technika była imponująca.

Dwa tygodnie temu podczas Mistrzostw Polski do lat 23 zdobyłaś wicemistrzostwo w skoku o tyczce. Czy to największy sukces w dotychczasowej karierze?

Nie ukrywam, że bardzo się cieszyłam z tego miejsca. Na te zawody przyjechałam z dopiero piątym wynikiem. Dzięki wyrównaniu rekordu życiowego udało mi się zdobyć srebrny medal. To na pewno duży sukces. Jednak największe zaskoczenie sprawiło zdobycie brązowego medalu na tegorocznych Halowych Mistrzostw Polski Seniorów.

Radość tym większa, że konkurs przebiegał w bardzo specyficznych warunkach.

Rzeczywiście, bardzo mocno wiało. Poradziłam sobie z tym dzięki determinacji oraz adrenalinie. Gorzej było wtedy, kiedy zostałam z rywalką w walce o złoto. Wtedy nastąpił moment otwarcia mistrzostw. Przerwano konkurs i odegrano hymn. Potem uczciliśmy pamięć śp. Pani Ireny Szewińskiej. Ceremonie trwały 10 minut. Wtedy zeszła z nas adrenalina. Zmarzłam czekając na rozbiegu. Po tej uroczystości ja oraz moja rywalka nie zaliczyłyśmy żadnej wysokości. Trochę szkoda.

Gdyby nie ta przerwa to byłaby szansa na wywalczenie złota?

Uważam, że tak. Byłam w bojowym nastroju. Brałam najtwardsze w życiu tyczki. Po tej przerwie trudno było się znowu zmobilizować do skoku. Byłam niedogrzana. Z tego powodu miałam problem z odbiciem się. Skoki przed przerwą wyglądały dobrze. Byłam w znakomitej dyspozycji. Złoto było w moim zasięgu.

Wiążesz swoją przyszłość ze sportem czy raczej z pomaganiem sportowcom?

Sport to pasja. Będę to robić dopóki wystarczy czasu, zdrowia i sił. Myślę, że fizjoterapia sportowa to będzie mój zawód. W ten sposób chciałabym połączyć obie pasje.

Kiedy planujesz kolejny start?

Najprawdopodobniej wystartuję podczas Mistrzostw Polski Seniorów w Radomiu. Odbędą się one w sierpniu. Jednak moim głównym celem w tym sezonie były Młodzieżowe Mistrzostwa Europy. Niestety w tym roku nie udało się osiągnąć minimum. Będę próbować w przyszłym.

Jakie masz marzenia sportowe?

Na pewno chciałabym brać udział w imprezach międzynarodowych. Może kiedyś uda się pojechać na Igrzyska Olimpijskie. Ale do tego potrzeba jeszcze cięższej pracy.

Przemysław Schenk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj