Trener Piotr Stokowiec skupiony i chwilami zniecierpliwiony. Chciałby jak najszybciej ze swym sztabem jeszcze raz przeanalizować założenia przed meczem z Broendby. Szkoleniowiec czwartej drużyny duńskiej ekstraklasy w minionym sezonie, Niels Frederiksen, bardziej wyluzowany. Obaj o przeciwniku mówią z szacunkiem. Kamil Wilczek bez sentymentów. Do Gdańska przyjechał strzelać gole i tylko z tego powodu się uśmiechać.
Piotr Stokowiec podkreśla większe doświadczenie ogranego w europejskich pucharach rywala. Za dobry wynik uzna każdy, w którym po stronie strat będzie „zero”. Jak do każdego meczu podejdzie z chłodną głową, bo do kolejnej rundy awansuje zwycięzca dwumeczu. Siły są wyrównane, ale różnicę z pewnością uczynią kibice, których na trybunach Stadionu Energa Gdańsk zasiądzie około 30 tysięcy.
– To dla nas nagroda i wielkie wyróżnienie, ale także duże wyzwanie. Lechia dosyć długo czekała na takie wydarzenie jak rozgrywki pucharowe, ale przez półtora roku zapracowaliśmy na to, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteśmy. Nie możemy doczekać się tego meczu. Można powiedzieć, że potyczka z Broendby będzie weryfikacją naszej pracy na tle solidnej europejskiej drużyny i sam jestem ciekaw jak wypadnie – stwierdził szkoleniowiec Lechii.
PESZKO ZAŁATWIA BILETY WILCZKOWI
Jeden z liderów Broendby, Kamil Wilczek, mimo ofert m.in. z polskich klubów, zdecydował się na przedłużenie kontraktu z Duńczykami. Przyznał, że oglądał zwycięskie mecze Lechii w Pucharze Polski i Superpucharze. Pamiętał, że w polskiej lidze grał przeciwko biało-zielonym dziewięć razy, strzelając jednego gola. Pytany o to, czy kontaktował się z byłym kolega z reprezentacji Polski, Sławomirem Peszko, przyznał, że pytał o możliwości zdobycia biletów.
– Cieszyłem się, że trafiliśmy na polski zespół, ale nie przyjechałem do Gdańska, aby być miłym. Nie zamierzam się uśmiechać, tylko strzelać gole – zadeklarował napastnik Broendby, który w zwycięskim 4:1 spotkaniu z Interem Turku zdobył dwie bramki.
Włodzimierz Machnikowski/mrud