„Bombowe Deja vu” i komiczne pudło Serrarensa. Arka z pierwszą bramką i pierwszym punktem w tym sezonie

Zaczęło się fatalnie, później było komicznie, a następnie fenomenalnie. Były fatalne pudła, ale też śliczne bramki. Arka zremisowała z Koroną Kielce 1:1 i chyba można powiedzieć, że zasłużyła na więcej.
Tak naprawdę od początku pierwszej połowy zanosiło się na bramkę dla Korony. Niby Arka ruszyła dość agresywnie na rywali, niby doskakiwała, próbowała odbierać piłki, ale konkrety były po stronie Korony, która w pierwszym kwadransie dwukrotnie poważnie zagroziła bramce Pavelsa Steinborsa. Arka odpowiedziała raz, w 16. minucie Michał Nalepa miał bardzo dobrą okazję, dostał precyzyjne podanie od Fabiana Serrarensa, ale uderzył na siłę, obok bramki.

KIELECKA TIKI-TAKA

Pozytywny impuls? Gdynianie ruszą do przodu? Nic z tych rzeczy, już dwie minuty później musieli odrabiać straty. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że po akcji naprawdę wyśmienitej. Michal Papadopulos miał piłkę z lewej strony, dograł na środek przed pole karne do Mateja Pucki, a ten idealnie, w tempo (to tak w ogóle można w ekstraklasie?) do Jakuba Żubrowskiego, który dostał futbolówkę jak na tacy, przed sobą miał tylko Steinborsa i chwilę później już cieszył się z otwarcia wyniku. Poważnie, ta asysta była śliczna.

WOLEJ NA ORBITĘ

Gdynianie potrzebowali pół godziny, żeby w końcu pokazać coś mocniejszego w ofensywie. Dwa razy w roli głównej był Serrarens. Najpierw uderzył po ziemi, sprytnie, nieprzyjemnie, ale też minimalnie niecelnie, a później… stał się bohaterem internetowych memów. Miał piłkę na uderzenie z woleja, stał kilka metrów przed opuszczoną przez Pawła Sokoła bramką i pokazał, jak takich okazji nie należy kończyć. To wręcz niewiarygodne, że można było to zmarnować.


Do przerwy nastroje były więc żałobno-komediowe. Szybko zmienił to Adam Deja. Generalnie nie jest to pomocnik, który przez rok swojego pobytu w Gdyni czymś nas zachwycił. Miał chwilę zwyżki formy, ale raczej wtapiał się w krajobraz. Trudno więc było oczekiwać, że w 51. minucie weźmie piłkę i w stylu Mario Balotellego puści pocisk z dystansu, absolutnie poza zasięgiem Sokoła. Jakby od niechcenia, jakby to uderzenie wynikało z delikatnej rezygnacji. No cóż, warto było przyjść na stadion, żeby to zobaczyć.

BOMBOWE DEJA VU

Każdemu czasem wychodzi coś niewiarygodnie dobrego, każdy odda swój „strzał życia”. Tym większym zaskoczeniem było drugie uderzenie Dei z dystansu. W trochę innym stylu, bo po rzucie wolnym i z dużo większą koncentracją, ale znów był to strzał, którego bramkarz nie miał prawa obronić. Tyle tylko, że piłka zatrzymała się na poprzeczce.

Arka robiła, co mogła. Jeszcze dwukrotnie z dystansu spróbował Deja, ale już nie tak efektownie i efektywnie, szarpali skrzydłowy, Serrarens harował jak wół, choć kolejnej okazji do strzału się nie doczekał. Gdynianie jednak nie byli w stanie jeszcze raz trafić do siatki. Mieli swoje okazje, widać, że potrafią je stworzyć, ale po raz kolejny zawiodła skuteczność. Zostaje punkt i wrażenia artystyczne, bo te strzały Dei gdynianie będą wspominać jeszcze długo.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj