Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń? Niekoniecznie… Arka zagra z Lechem

Wcześniej był przyzwoity styl, ale nie było punktów. Ostatnio jednak nie ma ani jednego, ani drugiego, a do tego czas ucieka i terminarz trudny. Arce nie sprzyja nic. Absolutnie nic. I można na siłę cytować wzniosłe słowa piłkarzy, przypominać, że każda seria kiedyś się kończy, a mecz meczowi nierówny. Wszystko daremne, bo fakty są smutne – jeden punkt, jeden gol, jedna wielka katastrofa. Liczby są wymiernym odzwierciedleniem postawy zespołu. Kto widział mecz z Zagłębiem ten wie, że gorzej być po prostu nie może. Przed sobotnią potyczką z Lechem nastroje w gdyńskim zespole są nieprzyjemne. Trener Jacek Zieliński w przeciwieństwie do swojego poprzednika woli jednak mówić mało i odpowiadać zdawkowo. – Musimy zrobić wszystko, by z tego bałaganu wyjść, ale nie ma jakichś nadzwyczajnych przygotowań. Idziemy normalnym cyklem treningowym, wolałbym, by coś specjalnego wydarzyło się w meczu z Lechem – powiedział na konferencji przedmeczowej.

MUSZĄ „LICZYĆ NA LECHA”

W przypadku Arkowców, zastosowania nie znajdzie nawet porzekadło „umiesz liczyć, licz na siebie”. Nie, Arka nie może tylko liczyć na siebie. Ma słabą kadrę, poczyniła transfery, które nie przynoszą rezultatów, a w walce na sportowe argumenty trudno znaleźć zespół, który jej ustępuje. Żeby więc ujrzeć choćby cień szansy na równą rywalizację z Lechem, należy w sobotę poszukać słabości rywala. Kolejorz rozpędził się na początku sezonu na tyle efektownie, że przed  meczem ze Śląskiem Wrocław, trybuny stadionu przy Bułgarskiej szturmowała rekordowa liczba ludzi. Media społecznościowe w całym kraju obiegały wieści o tysiącach sprzedanych wejściówek i odliczanie, które skończyło się na 32 tysiącach 307 osobach. 
I co? I Lech to – mówiąc kolokwialnie – spaprał koncertowo. Zaczął równie fatalnie jak Arka z Zagłębiem- od błędów dwóch środkowych obrońców – Rogne i Crnomarkovicia, którzy kolejno najpierw zagrali piłkę pod nogi rywala, a potem ręką dotykali futbolówkę w polu karnym. A potem było jeszcze gorzej i skończyło się wielkim rozczarowaniem.

EKSTRAKLASA WYBACZA

Ale skoro punktem do rozważań ma być mecz Lecha ze Śląskiem, to niech będzie także w pozytywnym kontekście. Anita Lipnicka śpiewała słynne „wszystko się może zdarzyć”. Dalszą część, czyli „głowę pełną marzeń”, pokazuje od początku sezonu Łukasz Broź ze Śląska. To prawy obrońca, który w zeszłym sezonie nie zdobywał goli, nie opierał się krytyce, wręcz powiedzmy sobie szczerze nieprzesadnie imponował grą. Wystarczyło jednak nowe rozdanie i Broź jak nowo narodzony poprawia statystykę goli o 300-procent, do czego dorzuca także pozycję lidera klasyfikacji strzelców. Tak, ten Broź i tak, z tego Śląska.

WSZYSTKO JEST MOŻLIWE

Dlatego fani z Gdyni muszą wierzyć. Po pierwsze w to, że Lech będzie jeszcze słabszy niż przy Bułgarskiej przed tygodniem. Po drugie, że Arka zagra z nim tak, jak w zeszłym sezonie u siebie, czyli wygra. Po trzecie, że skoro nie idzie nic i nikomu, to może także seriami wszystkim się odmieni?

Zespołowi przydałby się transfer, postać, która doda jakości i wiary. Tak było w ubiegłym sezonie za trenera Smółki, który po kilku kolejkach sprowadził do Gdyni Adama Deję, a ten z miejsca stał się czołowym piłkarzem Arki. – Pracujemy nad wzmocnieniem składu. Zawsze powtarzałem, że pod koniec okienka transferowego może się trafić jakiś złoty strzał i być może uda się taki w Arce poczynić. Mieliśmy pecha z Michałem Kopczyńskim, bo gdyby nie jego kontuzja, wniósłby jakość do drużyny. Doszli Serrarens i Budziński, ale potrzebujemy czasu by ich wkomponować w zespół – tłumaczył trener.

Panie trenerze… Nad rozlanym mlekiem nie ma co płakać. Tu zmian potrzeba, na początek może na linii boisko-ławka?
 
5. kolejka PKO BP Ekstraklasy: Arka Gdynia – Lech Poznań; godz. 17:30
Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj