Polscy koszykarze stoją u progu największego sukcesu w historii męskiej koszykówki w naszym kraju. Na pewno wyjdą z grupy i na pewno powalczą o ćwierćfinał Mistrzostw Świata. Na drodze bohaterów naszej kadry przez wiele sezonów stały pomorskie drużyny – Trefl, Asseco, Czarni, Polpharma – i niezliczone historie z nimi związane.
Z dwunastoosobowej kadry zabranej na chiński turniej przez Mike’a Taylora, aż siedmiu koszykarzy grało w pomorskich zespołach. Historie niejednokrotnie zataczają koło, rozpoczynają się we Władysławowie, Starogardzie Gdańskim, Słupsku, by kończyć… ponownie na Pomorzu.
PRZEZ STAROGARD DO EUROLIGI
Ateny, Stambuł, Monachium i Barcelona – to miejsca, które z pewnością bardzo miło wspomina Damian Kulig. Choć zanim dostąpił tam największych laurów, droga wiodła przez prowincjonalny Piotrków Trybunalski w którym się urodził oraz Starogard Gdański, gdzie dostrzeżono jego wielki talent. Klub pod marką Kociewskich Diabłów pozwolił podkoszowemu zaprezentować się światu. Gdy przybywał do Polpharmy z ubogich koszykarski Tychów, nikt nie przypuszczał, że za 5 lat będzie gwiazdą Euroligi, jej najlepszym strzelcem, rzucając po 20 punktów Panathinaikosowi, Bayernowi, Barcelonie i Fenerbahce.
Dziś Damian Kulig jest bliżej końca niż początku swojej drogi sportowej. Ma 32 lata, na półce puchary za MVP sezonu zasadniczego w Polsce, MVP kolejki Euroligi, największy postęp PLK. Koszykarsko spełniony, by nie rzec wysycony, do pokaźnej kolekcji medali potrzebuje już tylko sukcesu z reprezentacją narodową. A o ten sukces będzie zabiegał wyjątkowo mocno. Bo pewnie wciąż gdzieś z tyłu głowy zostaje, jak w 2011 roku trener reprezentacji Ales Pipan nie zabrał podkoszowego na Mistrzostwa Europy. Powodem była wówczas… nadwaga – 130 kg przy wzroście 204 cm.
„BESTIA” WRACA DO KORZENI
Szkoła życia czekała 20-letniego Adama Hrycaniuka w Stanach Zjednoczonych. W tamtejszych halach udowodniono mu, jak wiele jeszcze musi się nauczyć. Gdy odległość od domu mierzono w milach, a na treningach wylewano nie litry, a galony potu, człowiek przewartościowuje swoje życie. Potrafi znaleźć odpowiedzi na najbardziej dręczące pytania – kopniaki otrzymywane od życia hartują na kolejne lata. Dlatego kiedy pytamy środkowego reprezentacji o presję i wpływ trybun i kibiców na jego postawę, odpowiada: – Jestem odporny, nie dotyka mnie to – tłumaczy. USA na stałe zmieniło jego postrzeganie sportu. Stał się lepszy fizycznie, mocniejszy psychicznie, twardszy. Pewnie właśnie dlatego jego kariera trwa od 2002 roku.
Teraz, po 6 latach gry, „Bestia” postanowił porzucić Zieloną Górę i wrócić do Trójmiasta, do miejsca gdzie, mówiąc klasykiem, „wszystko się zaczęło”. Nam w lipcu tak tłumaczył tę decyzję: – Pewien etap się wyczerpał, do tego przyszły inne aspekty. Nie powiem złego słowa na lata spędzone w Zielonej Górze. Urodziła mi się tam córka. Drużyna i miasto zostają w mojej pamięci na długo, ale to jest sport, musimy sobie układać wszystko, byśmy to my byli zadowoleni z własnych decyzji i gdzie nas dowartościują. Dlatego wybrałem Arkę. Nie zastanawiałem się nawet 5 minut, podjąłem decyzję, by tu kontynuować swoją karierę, tu jest mój dom – powiedział Hrycaniuk.
ŚMIECIOWA ROBOTA… „WE WŁADKU”
Dominik Olejniczak nie pochodzi z Pomorza i nie zdobywał medali w barwach Trefla Sopot lub Asseco Gdynia. Urodził się w Toruniu, tam też zaczynał wczesnoszkolną edukację. Gdy jeszcze w podstawówce zaczął przerastać kolegów o dwie głowy, szybko znaleźli się tacy, którzy w młodym, nieopierzonym jeszcze chłopcu nie zdradzającym wielkiego entuzjazmu do koszykówki, dostrzegli talent do basketu. W wieku 16 lat przeniósł się więc do Szkoły Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie. Tam ukończył liceum.
Obecnie mówi o sobie jak o zawodniku zadaniowym. Polskiej Agencji Prasowej, pytany o własne atuty powiedział: – Myślę, że jest to taka śmieciowa robota. Postawić komuś zasłonę, wykończyć akcję pod koszem, zebrać piłkę, jakiś blok, włożyć rękę w obronie.
Wzorem do naśladowania dla Olejniczaka jest nowozelandzki środkowy Steven Adams. Przed kilkoma miesiącami Polak pewnie nawet nie przypuszczałby, że… ma większe szanse na zdobycie medalu Mundialu niż jego mentor z Oklahoma City Thunder. Adamsa na Mistrzostwach Świata zabrakło, w przerwie pomiędzy sezonami NBA jeździ po Nowej Zelandii ucząc dzieci koszykówki, zupełnie jak Marcin Gortat. A Olejniczak? Zameldował się na parkiecie przeciwko Chińczykom, zdobył pierwsze punkty, dał się poznać światu. Wszystko w wieku zaledwie 23 lat.
W SŁUPSKU BYŁ KRÓLEM CZARNYCH
Podobną ścieżkę kariery do Dominika Olejniczaka obrał Karol Gruszecki. Po warszawskiej szkole mistrzostwa sportowego, postanowił podążyć kierunkiem amerykańskim. Ale zanim zdobywał medale najcenniejszego kruszcu w Polsce za Mistrzostwo Polski ze Stelmetem Zielona Góra, sukcesy święcił na terenie Pomorza Środkowego w Słupsku. Nie tylko doprowadził drużynę występującą w Gryfii do Brązu Polskiej Ligi Koszykówki, ale też osiągnął tam swoje rekordowe w karierze 35 punktów w styczniu 2015 roku przeciwko Polpharmie Starogard Gdański. Nie da się więc ominąć roli Słupska i Czarnych w kształtowaniu sportowej kariery Gruszeckiego. Tam stał się koszykarzem przez duże K, tam poznał smak rywalizacji o medale, stamtąd wreszcie odszedł do Zielonej Góry, by wygrywać tytuły mistrzowskie.
PONITKA SKACZE DO GORTATA
Charakter – to słowo najlepiej cechuje Mateusza Ponitkę. Utalentowany – tak. Pracowity – na pewno. Solidny – owszem. Ale to właśnie charakter odwzorowuje to jaki jest. Po wygranej z Chinami Marcin Gortat napisał na swoim Twitterze: „Cieszę się z wygranej, ale Chiny nam ten mecz oddały! Od 5 minut Chiny nie umieją wznowić akcji z autu! Na takim turnieju jest to niedopuszczalne.”
Ponitka zareagował odpisując Gortatowi: „Muszę stanąć w obronie drużyny i zapytać, czemu nie możesz nam normalnie pogratulować, cieszyć się z nami i nie umniejszać naszej wygranej?” I pomyśleć, że pierwsze Mistrzostwo Polski zdobywał w wieku 19 lat w Asseco Prokomie Gdynia, wówczas jeszcze jako gracz głębokiej rezerwy. Dopiero później jego kariera eksplodowała, wielkie mecze w prestiżowej lidze VTB, lata na parkietach Euroligi i Eurocupu dają prawo polemiki z Gortatem.
„WACA” Z PICK’N ROLLEM
– Nie uważam się za gwiazdę, myślę, że stać mnie jeszcze na bardzo dużo i chciałbym to udowodnić podczas koszykarskiej kariery – tymi słowami Adam Waczyński odbierał naszego radiowego Pick n’Rolla dla najlepszego koszykarza Pomorza w 2014 roku. Wówczas celebrował brązowy medal zdobyty z Treflem Sopot, z wyraźnym apetytem i perspektywami na zagraniczną karierę. Skromność poza boiskiem – na pewno. Na boisku jednak trójka za trójką i cechy przywódcze połączone z opanowaniem, które przekonały Mike’a Taylora do powierzenia 30-letniemu rzucającemu obrońcy opaski kapitana.
Sukces polskiego basketu na Mundialu historiami z Pomorza stoi. Oglądając dwunastu żołnierzy Mike’a Taylora, nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wielki wpływ na ich rozwój miały kluby z naszego regionu. Polpharma, Trefl i Asseco wychowały reprezentantów, którzy dziś są na ustach koszykarskiego świata. Trudno wyrokować, czy będzie to tylko grupowy wyskok i miłe wspomnienie, czy może początek czegoś znacznie większego.
Z Adamem Hrycaniukiem rozmawialiśmy na miesiąc przed Mistrzostwami Świata. O m.in. nieudanym epizodzie w lidze hiszpańskiej, rozstaniu po latach z Zieloną Górą, presji, wyzwiskach i powrocie do domu. Posłuchaj rozmowy:
Paweł Kątnik