Nie było niespodzianki w meczu GTK Gliwce z Asseco Arką Gdynia. Faworyzowani gdynianie narzucili swoje warunki, zachowali koncentrację w końcówce i wygrali 82:74. Gdy Arkowcy wygrywali 12 mecz w sezonie świat koszykarski pogrążył się w żałobie po tragicznej śmierci Kobe’go Bryanta.
Nie wiemy, czy koszykarze obu zespołów otrzymali w trakcie meczu informacje o śmierci byłego koszykarza, wybitnego sportowca Kobe Bryanta, ale można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby wiedzieli, to rywalizacja sportowa nie miałaby już większego sensu. Dla wielu, także trenera gdynian Przemysława Frasunkiewicza, był to wspaniały idol i niedościgniony wzór do naśladowania: Mistrz NBA, Mistrz Olimpijski, najlepszy koszykarz świata, postać porównywana wielkością i rozpoznawalnością do Michaela Jordana. W niedzielny wieczór Bryant zginął w katastrofie helikoptera w wieku 41 lat.
Nim jednak nic nie miało znaczenia, jeszcze w atmosferze radości i sportowej rywalizacji Arka dobrze rozpoczęła mecz. To zasługa m.in. Adama Hrycaniuka. Popularny „Bestia” otworzył wynik rzutem dwupunktowym, a potem konsekwentnie powiększał swój dorobek. Jego Arka zaczęła od serii 9:0 i przez pierwszą połowę kontrolowała przebieg rywalizacji. Gdy tylko gospodarze z Gliwic zmniejszali rozmiary przewagi poniżej dziesięciu punktów, natychmiast otrzymywali odpowiedź.
PRZEPAŚĆ W RZUTACH ZA TRZY
Rzutami z dystansu szybko zapędy gospodarzy gasili Krzysztof Szubarga i Josh Bostic. Ponownie więc nie brakowało skuteczności rzutów trzypunktowych, co zresztą nie jest w przypadku zespołu z Trójmiasta wyskokiem jednorazowym, a trendem całego sezonu. Arka oddaje najwięcej takich rzutów, jest także drugą drużyną (za Hydrotruckiem Radom) pod względem celności zza linii 6,75 w całej stawce. Zupełnie inaczej wyglądał w tej statystyce zespół GTK. W niedzielę trafił zaledwie 5 na 21 rzutów za trzy.
DEKONCENTRACJA I NERWY
W drugiej połowie Arka nadal prowadziła, ale dystans nie był tak okazały jak po pierwszej połowie. Trzecią kwartę gdyńska ekipa przegrała 28:18, ale gospodarze sami sobie byli winni, że nie wyszli na prowadzenie. Niwelując przewagę, pudłowali na potęgę nie tylko za trzy punkty. W całym meczu trafili zaledwie 36-procent rzutów z gry. Nie posiadali też klarownego lidera, który poprowadziłby zespół do walki przeciwko Arce. Najlepszy w zespole GTK, podkoszowy Joe Furstinger zdobył 16 punktów, ale sporo klarownych okazji do zdobycia punktów marnował. Pod koniec czwartej kwarty koszykarze Arki zadbali jeszcze o dodatkowy dreszcz emocji, bo pozwolili gliwiczanom zbliżyć się na dystans dwóch punktów. Wówczas odpowiedzialność za wynik wzięli na siebie Bostic i Szubarga i po ich celnych rzutach wolnych, ostatecznie Arka wygrała z GTK 82:74.
WYZWANIE W NASTĘPNYM MECZU
Przemysław Frasunkiewicz i jego koszykarze po bardzo bolesnej porażce ze Spójnią na własnym parkiecie, wracają na zwycięski trakt. Wygrali trudne derbowe spotkanie z Treflem Sopot, pokonali także walczące o utrzymanie GTK. W następnej kolejce przed podopiecznymi trenera Frasunkiewicza ciekawe zadanie, bo do Gdyni przyjedzie dobrze dysponowany Śląsk Wrocław, który świetnie spisuje się na wyjazdach. Drużyna z Dolnego Śląska wygrała trzy mecze z rzędu, a w ostatnim spotkaniu wyjazdowym pokonała King Szczecin 92:77.
Trenera Frasunkiewicza z pewnością cieszy powrót do dyspozycji środkowego Adama Hrycaniuka, który mecz zakończył z dorobkiem 13 punktów.
18. kolejka Energa Basket Ligi: GTK Gliwice – Asseco Arka Gdynia 74:82 (15:25, 13:18, 28:18, 18:21)