Siatkarze Trefla przegrali z PGE Skrą Bełchatów 0:3. Po raz kolejny w starciu z rywalem, który jest wyżej w tabeli gdańszczanie nie ugrali nawet seta, choć tym razem byli tego naprawdę blisko. To już powtarzająca się historia. W meczach z rywalami z miejsc 6-14 gdańszczanie momentami wyglądają, jakby grali w innej lidze. Jasne, zdarzają się potknięcia, jak porażka ze Ślepskiem Malow Suwałki, ale generalnie tabela nie kłamie. Zespół Michała Winiarskiego jest najlepszym, obok GKS-u Katowice, z „pozostałych”. W angielskiej Premier League funkcjonuje pojęcie „Best of the rest”, które idealnie pasuje do drużyny z Gdańska. Za mocni na słabych, za słabi na mocnych.
Z meczu w Bełchatowie najbardziej szkoda będzie pierwszego seta. Teoretycznie to PGE Skra przeważała i prowadziła przez zdecydowaną większość czasu, ale jeżeli doprowadza się do remisu 23:23, to wszystko jest jeszcze otwarte. Tym bardziej, że chwilę później było nawet 25:25. Można było więc myśleć o wygraniu seta, ale dwie kolejne piłki należały do gospodarzy, którzy zwyciężyli 27:25.
GRA STANĘŁA W KOŃCÓWCE
Bardzo podobnie przebiegała druga część, z taką różnicą, że tym razem gra gdańszczan zatrzymała się w teoretycznie znakomitym dla nich momencie. Znów przez większość czasu to bełchatowianie mieli inicjatywę i prowadzili jednym, dwoma punktami, ale zespół Winiarskiego najpierw doprowadził do remisu, a potem wyszedł na prowadzenie 21:20, które dała passa czterech kolejnych zdobytych punktów. Problem w tym, że od tego momentu Trefl skutecznie skończył już tylko jedną akcję. Jakby szansa na wygranie seta znów przytłoczyła gdańszczan. Skończyło się więc spokojnym z perspektywy wyniku 25:22 dla gospodarzy.