Sebastian Walda 28 lipca skończył 20 lat. Jest synem byłego fizjoterapeuty Trefla i Prokomu Trefl oraz prezesa Kotwicy Kołobrzeg w jednej osobie – Aleksandra Waldy. Przygodę z koszykówką zaczął w Sopocie, potem grał w Kołobrzegu, by w końcu zostać Kociewskim Diabłem.
Sebastian jest wychowankiem Trefla Sopot, laureatem nagrody MVP, złotym medalistą Mistrzostw Polski U16 i młodzieżowym reprezentantem Polski. Miniony sezon grał w 1-ligowej Kotwicy Kołobrzeg. O swoich sportowych planach opowiedział byłemu koledze z parkietu – Dawidowi Chęć.
Dawid Chęć: W poprzednim sezonie zostałeś wypożyczony do Kołobrzegu. Uważasz, że to była dobra decyzja klubu z Sopotu?
Sebastian Walda: Uważam, że to był dobry ruch. Jestem bardzo młodym zawodnikiem i wkraczam teraz w trudny okres przechodzenia z gry juniorskiej w dorosłą koszykówkę. Właśnie wyjazd do Kołobrzegu umożliwił mi realizację tego celu. Miałem tam możliwość grania z dorosłymi i doświadczonymi zawodnikami
D.C.: Dostawałeś solidne minuty w 1 lidze – uważasz, że oswoiłeś się już z seniorską koszykówką?
S.W.: Upłynęło za mało czasu, abym mógł powiedzieć, że już w 100 procentach się z nią obyłem. Ciągle jeszcze nad tym pracuję.
D.C.: Wielu kibiców z Sopotu może dziwić, że po udanym wypożyczeniu nie został przedłużony kontrakt. Czy to była decyzja obu stron, a może to Trefl nie chciał przedłużać kontraktu i nie był zainteresowany dalszą współpracą?
S.W.: Wyjeżdżając do Kołobrzegu, nie myślałem, w jakim klubie zagram w następnym sezonie. Nad moją przyszłością pracuje mój agent. To on tak naprawdę szuka dla mnie najlepszych opcji do rozwoju. Widocznie w Treflu takiej nie było.
D.C.: Czemu wybór padł na Polpharmę? Dostrzegasz tam szansę na rozwój czy ważną kwestią była bliskość domu? Może rodzice pomogli Ci podjąć decyzję. Tata, przez lata związany z Treflem, z pewnością był dobrze zorientowany w sopockich realiach.
S.W.: Myślę, że to właśnie w Starogardzie mam najlepszą możliwość do rozwoju, grając na najwyższym poziomie rozgrywek w Polsce. Jeżeli chodzi o pomoc moich rodziców w podjęciu decyzji, to mogę powiedzieć tylko, że mój tata zajmuje się jedynie moim zdrowiem i nie ingeruje w podejmowanie takich decyzji. W pełni ufam w tej kwestii mojemu agentowi.
D.C.: Jak widzisz swoje minutowe szanse w Energa Basket Lidze?
S.W.: Nic nie dostaje się za darmo. Na wszystko trzeba sobie zapracować ciężką pracą na treningu. Chodzi nie tylko o minuty na parkiecie, ale też o zaufanie trenera, szacunek u kolegów w zespole i oczywiście kibiców. Dlatego nastawiam się na ciężką pracę.
D.C.: Poznałeś już może nowych kolegów z szatni, uczestniczyłeś w jakimś treningu, mieliście możliwość rozmowy czy ze względu na pandemię nie jest to jeszcze możliwe?
S.W.: Niestety, ze względu na panującą sytuację kontakty były bardzo ograniczone, więc nie miałem okazji poznać bliżej nowych kolegów. Na pewno wkrótce to nadrobimy.
D.C.: Rozmowę z pierwszym Trenerem Starogardu musisz mieć już za sobą. Czy pierwszy polski zdobywca triple-double w naszej lidze – Marek Łukomski mówił Ci, jakie klub ma na ciebie plany?
S.W.: Nie miałem jeszcze okazji rozmawiać z trenerem, ale czytając i słuchając wywiadów, mogę domyślać się, czego oczekuje ode mnie trener Łukomski.
D.C.: Po sezonie trener Polpharmy powiedział, że w nowych rozgrywkach chce zbudować drużynę będącą mieszanką młodości z rutyną, widząc u siebie zawodników atletycznych, szybkich i z wysokim koszykarskim IQ. Skoro znalazłeś się w składzie, to znaczy, że jesteś właśnie takim zawodnikiem. Cieszy cię to i motywuje do jeszcze większej pracy, by udowodnić że szkoleniowiec się nie mylił?
S.W.: Zawsze czułem się typem atletycznego gracza, a o tym wspominał trener Łukomski. Jeżeli dołożę do tego jeszcze pracę nad większym koszykarskim IQ, do czego jestem bardzo zmotywowany, to myślę, że to połączenie pozwoli odnieść mi sukces chociaż wiem, że to nie łatwa droga.
D.C.: W tym specyficznym sezonie Polpharma nie miała szans utrzymać się walką na parkiecie. Uważasz, że w nowym sezonie utrzymanie nie będzie problemem, a może chcecie walczyć o coś więcej niż pozostanie w lidze?
S.W.: Dziś trudno przewidzieć, gdzie będzie nasze miejsce w tabeli. Każdy mecz można wygrać i do tego trzeba dążyć, bo przecież gra się o Mistrza Polski. Stając na starcie nigdy nie zakładasz, czy będziesz pierwszy, siódmy czy ostatni. Po prostu robisz wszystko żeby wygrać.
D.C.: Do rozpoczęcia sezonu zostało niespełna półtora miesiąca, czy zdążycie się poznać, złapać boiskową chemię, przygotować mentalnie i fizycznie ?
S.W.: Jeżeli chodzi o moje przygotowanie, to do końca czerwca trenowałem pod okiem Krzysztofa Roszyka. Doskonaliliśmy elementy techniki a z trenerem Tobiaszem Grzybczakiem pracowałem nad motoryką. Korzystając z okazji – bardzo dziękuję. Aktualnie odpoczywam i pod opieką mojego taty wzmacniam ciało. Myślę, że 1,5 miesiąca przygotowań to optymalny czas i że 30 sierpnia będziemy gotowi na pierwszy mecz z Asseco Arką. Najważniejsze, aby dopisało nam zdrowie. Nie mogę się już doczekać powrotu do gry.
Dawid Chęć/ako