Arka jak ambitny kolarz – w ucieczce. Metą ma być Ekstraklasa, ale droga wciąż daleka

Nie przeszkodziły absencje dwóch ważnych ogniw, nie zaszkodził też jakości gry koronawirus. Arka Gdynia rozgromiła Miedź Legnica i dołączyła do czołowej czwórki, która zgłasza najpoważniejsze aspiracje do walki o awans. I choć entuzjazm jest ogromny, do rozstrzygnięć i euforii wciąż jest daleko.

Personaliów zakażonych koronawirusem nie ujawniono, ale nietrudno było domyślić się kto to, bo z oczywistych względów zabrakło tych piłkarzy w meczowej 18-tce. Ale nawet bez nich siła Arki na zapleczu Ekstraklasy jest bardzo duża. Gospodarze po prostu „przejechali się” po rywalu, aplikując mu bramki na początku spotkania, na początku drugiej połowy, a gdy uznali, że to było mało, dołożyli jeszcze dwa trafienia w późniejszych minutach.

BYŁA RADOŚĆ

Zadziwiające jest to, jak bardzo żółto-niebiescy potrzebowali radości. Zwyczajnej, najprostszej, niczym niepodszytej radości z grania w piłkę. Bo przez ostatnie dwa sezony dominowała niepewność w gabinetach właścicielskich, niepewność w poczynaniach piłkarzy, wreszcie niepewność o byt wyrażana na trybunach. Paradoksalnie więc wyświechtane hasło „robimy krok w tył, by potem zrobić dwa do przodu”, sprawdza się tu w całości. Piłkarze poczuli głód sukcesów – nie podszyty, przygnębiającym celem walki o utrzymanie, a ten dający znów radość z walki o awans.

POTRZEBNA WCIĄŻ CHŁODNA GŁOWA

A ten wydaje się coraz bardziej realny, choć wciąż odległy. No bo jak nie zacząć dyskusji o sezonowych rozstrzygnięciach, kiedy zespół zdobywa w trzech meczach 12 goli, tracąc jedynie 2. Na razie zatem wygląda to tylko – używając terminologii kolarskiej – jak ucieczka kilku szybkich kolarzy, nad ospałym i mało produktywnym peletonem. W tej ucieczce znalazły się ŁKS, Arka, Bruk-Bet i Radomiak, idące czoło w czoło na początku ligi i wyrastające ponad resztę stawki. Łatwo jednak wywnioskować, że bezpośredni awans wywalczą tylko dwa pierwsze zespoły, reszta spróbuje w barażach. Dlatego jedyny cel na ten sezon, a więc awans, wciąż wydaje się bardzo odległą perspektywą, niezwykle trudną do osiągnięcia.

Najważniejsze natomiast, że Arka do tej kolarskiej ucieczki się zabrała i – znów używając nomenklatury cyklistów – daje najczęstsze zmiany, jadąc na czele. Trzy gole zainicjowane z prawego skrzydła, kolejny z lewej flanki i co najważniejsze udział przy golach zarówno starej gwardii obdarzonej zaufaniem przez Mamrota, jak i nowych nabytków obecnych właścicieli – Mateusz Żebrowski. Ten ostatni udowodnił, że w III-lidze już mu było za ciasno i kolejną dwucyfrową zdobycz postara się osiągnąć dwa szczeble wyżehh.

NIEWIDOCZNY Z BARCY

Na koniec o gościach, a raczej gościu. Joan Roman – były piłkarz Barcelony i Bragi udowadniał do tej pory, że choć jego umiejętności dla piłkarskiego świata najlepszych okazały się zbyt skromne, to jednak w pierwszej polskiej lidze problemów z dowodzeniem swoich wartości mieć nie powinien. Trzy strzelone gole i trzy asysty w trzech pierwszych meczach, dowodziły, że z pewnością skauci i trenerzy młodzieży w Hiszpanii słusznie definiowali jego duży potencjał, tylko w późniejszym etapie rozwoju, nie został on należycie rozwinięty. Być może z powodu dużej nierówności w grze, bo o ile zachwycał na początku sezonu, o tyle w Gdyni był zupełnie niewidoczny i bezproduktywny.

 

4. kolejka Fortuna 1. ligi: Arka Gdynia – Miedź Legnica 4:0 (1:0)

Jankowski 3’, Żebrowski 46’, 63’, Letniowski 53’,

Arka: Kajzer – Kasperkiewicz, Kwiecień, Danch, Wawszczyk – Deja (Siemaszko 76’), Drewniak, Letniowski, Żebrowski m (Mazek 77’) , Młyński (m) (Soboczyński 79’)– Jankowski (Wolsztyński 66’)

Miedź: Hewelt – Zieliński, Musa, Biernat, Pietrowski – Tupaj (m), Matuszek (k), Tront, Roman, Zapolnik, Drzazga.

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj