Arka nie potrafi odrabiać strat. Gdynianie znów nie poradzili sobie w niekomfortowej sytuacji

Podobno Jose Mourinho jest przygotowany na każdy możliwy wariant podczas meczu. Cokolwiek się wydarzy, ma gotowy plan i odpowiedź. Portugalczykowi szczególnie zazdrościć muszą kibice Arki. Gdynianie po raz kolejny pokazali, że potrafią świetnie radzić sobie z rywalem, kiedy spotkanie układa się dobrze. Kiedy jednak nie idzie po ich myśli, nie wiedzą, jak to zmienić. Tak było też w meczu z GKS-em Bełchatów, który przegrali 1:2. Po rozbiciu Sandecji Nowy Sącz, które poprzedzone było wyeliminowaniem Korony Kielce z Pucharu Polski, wydawało się, że Arka znów złapała swój rytm i tempo. Przed meczem z GKS-em Bełchatów była wyraźnym faworytem i na początku starała się to od razu udowodnić. Gdynianie próbowali agresywnego doskoku do rywala, odbierania piłek na połowie gości, ale nie przynosiło to wielkiego skutku. Najgroźniejsze były akcje lewą stroną, gdzie znów wyróżniał się Marcus da Silva, ale pokazał się też Adam Marciniak. To po jego dośrodkowaniu błąd popełnił bramkarz rywali Paweł Lenarcik, który minął się z piłką, a do uderzenia doszedł Mateusz Żebrowski. Trafił w światło bramki, ale z linii futbolówkę wybił jeden z obrońców.

Gdynianie mieli przewagę, ale goście pokazywali, że potrafią odnaleźć się na połowie żółto-niebieskich. Po dobrej akcji w środku boiska piłkę rozegrali na prawą stronę, tam mnóstwo miejsca miał Łukasz Wroński, który precyzyjnie obsłużył Przemysława Zdybowicza. Ten był kompletnie niepilnowany, nie zdążyli do niego Bartosz Kwiecień i Michał Marcjanik, i spokojnie, precyzyjnie pokonał Daniela Kajzera. Od 21. minuty Arka musiała odrabiać straty, a w tym sezonie pokazała już, że ma z tym problemy.

Gdynianie przed przerwą poszukali jeszcze szans z przodu, raz bardzo ładnym dryblingiem zaimponował Marcus, ale konkretów z tego nie było. Na drugą połowę nie wyszli już Jakub Wawszczyk i Dawid Markiewicz, a zastąpili ich Mateusz Młyński i Adam Danch.

ZDYBOWICZ ZA MOCNY DLA KWIETNIA

Nie minęło sześć minut drugiej części, a już strata była dwubramkowa. Znów akcję GKS wyprowadził swoją prawą flanką, z linii końcowej raz jeszcze dośrodkował Wroński, a Zdybowicz tym razem głową pokonał Kajzera, kompletując dublet. Po raz kolejny zawodnika rywala nie upilnował Bartosz Kwiecień.

Arka była w bardzo złym położeniu, w tym sezonie nie radzi sobie z odrabianiem strat, a GKS pewnie czuł się na boisku. Była bomba z dystansu pod poprzeczkę, którą świetnie obronił Kajzer, był też strzał w samą poprzeczkę, w tym przypadku znów popisał się Zdybowicz, który był o centymetry od hat-tricka.

„MŁYNEK” DAŁ IMPULS

Wyglądało na to, że goście dowiozą wynik do końca, ewentualnie coś jeszcze dorzucą, ale niespodziewanie obraz mecz zmienił Mateusz Młyński. W swoim stylu ruszył lewą stroną, został powalony w polu karnym i decyzja Daniela Stefańskiego mogła być tylko jedna. Rzut karny pewnie wykorzystał Juliusz Letniowski, a Arka w 72. minucie złapała kontakt.

Chwilę później, gdyby miał więcej szczęścia, Młyński mógł doprowadzić do wyrównania, ale po rykoszecie wywalczył tylko rzut rożny. Arka ruszyła mocniej do ataków, próbowała indywidualnych zrywów, ale Lenarcik kolejnych błędów już nie popełniał. Świetnie spisał się w doliczonym czasie gry po potężnym strzale z rzutu wolnego, nie dał się też zaskoczyć przy kilku niezłych próbach z akcji.

Arka niestety po raz kolejny udowodniła, że nie radzi sobie w sytuacji niekomfortowej. Nie potrafi odwrócić losów meczu, choć tym razem miała ku temu okazje. Gdynianie potrafią rozbić rywala, kiedy wszystko układa się po ich myśli. W innym przypadku bywają bezradni.

 
Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj