„W jego domu powinien być defibrylator, a przed domem – karetka”. Trwa śledztwo w sprawie śmierci Maradony [POSŁUCHAJ]

Prokuratura w Buenos Aires przeszukała dom i gabinet lekarza Diego Armando Maradony, przeciw któremu – jak podają nieoficjalnie argentyńskie media – toczy się śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.
Posłuchaj, jak na antenie wspominaliśmy Diego Maradonę:

LEKARZ POD LUPĄ

Argentyński wymiar sprawiedliwości prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci jednego z najwspanialszych zawodników w historii piłki nożnej, Diego Armando Maradony. W niedzielę lokalna prokuratura nakazała przeszukanie posiadłości lekarza, który na początku listopada operował byłego piłkarza w celu usunięcia krwiaka mózgu.

„Na podstawie zebranych dowodów uznano za konieczne wnioskowanie o rewizję w domu oraz gabinecie doktora Leopoldo Luque”, poinformowała w oświadczeniu prokuratura na przedmieściach Buenos Aires, w zamożnej dzielnicy San Isidro, w której mieszkał Maradona.

Piłkarz zmarł w swoim domu w środę, 25 listopada, w wieku 60 lat. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną jego śmierci był ostry obrzęk płuc i przewlekła niewydolność serca.

NIE WIADOMO, DLACZEGO WSZCZĘTO ŚLEDZTWO

Prokuratura nie poinformowała, co spowodowało wszczęcie dochodzenia. Nieoficjalnie śledztwo jest konsekwencją obaw trzech córek Maradony, dotyczących leczenia, jakie były piłkarz otrzymywał w swoim domu w związku z chorobą serca. Do tej pory nikomu nie postawiono oficjalnych zarzutów.

Jak informuje argentyński dziennik La Nación, celem dochodzenia jest ustalenie, w jakim stopniu Leopoldo Luque odpowiadał za opiekę nad Maradoną i jak często odwiedzał swojego pacjenta.

ODPOWIEDZIAŁ NA ZARZUTY

Wskutek przeszukania domu i gabinetu lekarza, prokuratura przejęła dokumenty medyczne Maradony, poinformował dziennikarzy Leopoldo Luque.

– Z medycznego punktu widzenia nie popełniono żadnego błędu – powiedział Luque, dodając, że nie jest odpowiedzialny za śmierć byłego piłkarza.

– Chcecie wiedzieć, za co jestem odpowiedzialny? Za to, że go kochałem, za to, że się nim opiekowałem, za to, że przedłużyłem jego życie, że starałem się je ulepszyć do samego końca – powiedział przez łzy podczas emitowanej na żywo konferencji prasowej.

Lekarz podkreślił, że jego obecność w sztabie medycznym Maradony umotywowana była jedynie faktem, iż ze względu na bliską relację z byłym piłkarzem jako jedyny potrafił do niego dotrzeć i nawiązać z nim dialog. Jego medyczna rola zakończyła się w momencie, gdy Maradona został wypisany ze szpitala po udanej operacji.

„SZYBSZE PRZYBYCIE KARETKI NIE URATOWAŁOBY GO”

Podczas konferencji lekarz zwrócił również uwagę na fakt, że w domu gwiazdy piłki nożnej powinien znajdować się defibrylator, a na zewnątrz zaparkowana powinna być karetka. Zdaniem lekarza, szybsze przybycie pogotowia nie uratowałoby Maradonie życia.

– Potrzebny byłby sprzęt medyczny w jego domu, w tym respirator – powiedział dziennikarzom. Jak przyznał, żadne z tych niedopatrzeń nie zależało jednak od niego.

W niedzielę lekarz złożył swoje zeznania przed sądem. Choć nie było go w domu Maradony w momencie jego śmierci, to on wezwał do jego posiadłości karetkę po tym, jak poinformowano go, że Diego jest nieprzytomny i nie reaguje na bodźce z zewnątrz.

Na aktualności ze świata piłki zapraszamy w każdą niedzielę po godz. 17:00 w magazynie „Radio Gdańsk Z boisk i stadionów”.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj