Wróciły konsekwencja, radość i skuteczność. Lechia pokonała na wyjeździe Cracovię 3:0 po znakomitym spotkaniu Rafała Pietrzaka i bardzo dobrym pozostałych graczy drużyny. Piłkarze z Gdańska wygrywają pierwszy mecz po serii czterech spotkań bez zdobyczy punktowej.
Każdorazowo pryz okazji meczów Lechii z Cracovią nie sposób uniknąć rozmaitych porównań Michała Probierza i Piotra Stokowca. Obaj z tego samego rocznika, z pokolenia trenerów dobiegających 50-tki. Wszystkie historie towarzyszące rywalizacji szkoleniowców zostały przypomniane na okoliczność finału Pucharu Polski przed kilkoma miesiącami w Lublinie. Utrwalił się tam jeszcze jeden obraz – dobrze rozpoczynającej Lechii, ofensywnej, zdecydowanej i wyczekującej w blokach Cracovii, która ostateczne ciosy zadawała z wyrachowaniem, kiedy rywal dyszał ze zmęczenia.
TEST DLA STOKOWCA
W grudniowym pojedynku stawka była tylko nieco mniejsza. Trudno uwierzyć, by wagą sobotniej potyczki nie miał być los Piotra Stokowca. W lidze, w której trenerzy zwalniani są hurtowo, cztery porażki z rzędu bez choćby zdobytego gola, musi w tle oznaczać widmo podzięki za współpracę. Dlatego rudowłosy trener gdańszczan za wszelką cenę chciał pozbawić Michała Probierza kolejnej sposobności do tryumfu nad Lechią. Sobotni mecz, którego atrakcyjność zdominowała wisząca nad stadionem biała mgła, Stokowiec zaczął zresztą ze swoimi najważniejszymi żołnierzami – wykluczonymi za kartki w ostatnich spotkaniach Jarosławem Kubickim i Michałem Nalepą. Ich obecność okazała się ważnym, ale nie kluczowym czynnikiem determinującym wynik.
NOGA NA WAGĘ PUNKTÓW
Rafał Pietrzak lewą nogę ma na warunki polskiej Ekstraklasy wybitną. Jednym dotknięciem przesądzał już o punktach, które wędrowały na konto biało-zielonych we wrześniowych spotkaniach z Podbeskidziem i Stalą Mielec. W sobotę do kolekcji dołożył pierwsze trafienie swojego autorstwa, oczywiście lewą nogą ze stojącej piłki. Gol zdobyty po zaledwie kwadransie gry, pozwolił nie tylko zdjąć ciężar upływających minut bez gola (było ich sporo ponad 300), ale też ze spokojem organizować kolejne akcje w ofensywie. Przy czym należy zauważyć, że Cracovia nieszczególnie Lechii przeszkadzała, sama będąc też wyjątkowo bezradna w ataku.
Kryzys gospodarzy trwał w drugiej połowie w najlepsze, do tego stopnia, że po 20 minutach tej odsłony jedyną klarowną sytuację do zdobycia gola stworzyła sobie Lechia po strzale z połowy boiska Flavio Paixao. Świadomi swego położenia, gospodarze próbowali zmienić obraz i wynik meczu, ale stać ich było w zasadzie tylko na jeden celny strzał w środek bramki. Lechia pamiętając świetną końcówkę rywala w poprzednim boju obu drużyn i wypuszczenie pucharu z rąk w ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry, nie zamierzała doprowadzać do powtórki z „rozrywki”. Pietrzak ponownie podszedł do piłki, tym razem jednak nie strzelał, a dośrodkowywał idealnie na głowę Macieja Gajosa. Było 2:0. Skoro zaś Lechia nie strzelała przez ostatnie trzy mecze nic, postanowiła z nawiązką odrobić to w Krakowie. W doliczonym czasie gry, wprowadzony na plac minutę wcześniej Mihalik, ustalił wynik na 3:0 po asyście innego z wprowadzonych – Conrado.
NIE BĘDZIE ŚWIĘTOWANIA
Stokowiec sprytniejszy od Probierza i tym razem to on oszukał rówieśnika. Rewanż za finał Pucharu Polski smakować będzie jednak tylko przez kilka chwil – gdańszczanie są najmniej kompromisową drużyną w całej lidze, spośród drużyn pierwszej ósemki przegrali najwięcej spotkań w sezonie i nie mogą popadać w hurraoptymizm.
14. kolejka PKO BP Ekstraklasy: Cracovia – Lechia Gdańsk 0:3 (0:1); Pietrzak 15’, Gajos 81′, Mihalik 90+4
Cracovia: Niemczycki – Rapa, Szymonowicz, Marquez, Gardawski – Sadikovic – Thiago, Dimun, van Amersfoort, Zaucha – Rivaldinho
Lechia: Kuciak – Fila, Nalepa, Tobers, Pietrzak – Kubicki – Haydary, Gajos, Kałuziński, Saief – Paixao.
Paweł Kątnik