Opowieść wigilijna Janusza Urbanowicza. O synu – hokeiście i córkach – Biało-Zielonych Ladies 

Sam był jednym z najlepszych zawodników w historii polskiego rugby. Siedem razy z Lechią zdobywał mistrzostwo Polski, a na własny rachunek sześciokrotnie wygrywał klasyfikację punktową ligi. W 2006 roku jako 40-latek był grającym trenerem Lechii. Wciąż jednak szukał nowych wyzwań.

Jako sportowiec był spełniony. Jako kibic i ojciec także, bowiem Maciek zapowiadał się na świetnego hokeistę i takim też został. Jest mistrzem Polski i jednym z filarów narodowej reprezentacji W 2020 roku strzelił najważniejszą bramkę dla Polski – na 3:2 z Kazachstanem w kwalifikacjach do igrzysk.

TRENER ROKU

W tym czasie tata zabierał się do przysposobienia Biało-Zielonych Ladies do zdobycia 10. tytułu mistrzyń Polski. Udało się i w uznaniu wiekopomnego wyczynu zespół uznano za drużynę roku, szkoleniowca za trenera roku, a kapitan Karolina Jaszczyszyn otrzymała powołanie do Złotej Dziesiątki Gdańskiego Sportu. 

NAJLEPSZY NA ŚWIECIE

W filozofii trenerskiej Janusza Urbanowicza kluczowe jest rozgraniczenie pojęć „profesjonalizmu” i „zawodowstwa”. Zawodowcem może zostać tylko ten, kto profesjonalnie traktuje swe obowiązki. Takie są jego dziewczyny – pełne pasji, determinacji i pokory. Bezgranicznie ufają Januszowi Urbanowiczowi.
To najlepszy trener na świecie – mówią z przekonaniem.
To miłe, ale trochę przesadzają – odpowiada bohater naszej historii

Posłuchaj:

 

 

Włodzimierz Machnikowski/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj