Idea Fastest Known Time, czyli Najszybszego Znanego Czasu to bardzo prosta, a zarazem wspaniała sprawa. Wymyślasz lub korzystasz z gotowej trasy, szlaku i gonisz ile sił, by ustanowić nowy rekord, po prostu, dla siebie lub zmierzyć się z istniejącym.
Szlak może mieć 50 km, a może mieć i 5000 km, może być trasą górską albo typowym leśnym szlakiem, jak choćby czerwony szlak z Wejherowa do Gdyni.
Ustanowiłem już w życiu kilka rekordów wpisanych do „księgi” w amerykańskim portalu Fastest Known Tieme. Jednym z najbardziej spektakularnych był mój bieg w północnej Szkocji, który jest dumą Szkotów i uznaje się go za najtrudniejszy szlak w Europie. Jest on mało popularny, ponieważ przecina najbardziej dzikie partie tajemniczych Gór Kaledońskich, w większości poza cywilizacją, absolutnie pozbawiony infrastruktury turystycznej, oznaczeń, a nawet ścieżki. 400 km samotności, gór, rwących rzek i potoków, które musisz przejść. W Wielkiej Brytanii mój bieg był szeroko komentowany, w Polsce nie bardzo, a natomiast jedyną nagrodę jaką otrzymałem, był tytuł „Szczególny Wyczyn Roku 2018” w plebiscycie Radia Gdańsk.
JESZCZE CIEPŁY REKORD
Mój jeszcze cieplutki, nowy rekord ma dla mnie szczególne znaczenie, ponieważ odkładałem ten plan od 18 lat, więc był już pełnoletni. Chodzi o Główny Szlak Sudecki im. Mieczysława Orłowicz. 445 km, +14500m/-14350, 12 masywów górskich, takich jak Góry Izerskie, Karkonosze, Kamienne, Góry Sowie, Stołowe, Masyw Śnieżnika itd. Zimowy bieg przez Sudety był moim marzeniem, a rekord jednym z celów.
SAMOTNIE
Ważny jest styl: samotnie i bez wsparcia. Nie towarzyszy mi, jak to obecnie najczęściej się odbywa, ekipa, która czeka na mnie w schronisku lub w miejscu, gdzie do szlaku można dojechać np… camperem. Nie jedzie za mną masażysta, ekipa filmowa ani żona. Mój styl nazwany jest „Self Supported” i w tej kategorii najczęściej ustanawiam swoje rekordy.
Na plecach mam wszystko niezbędne do przeżycia: śpiwór, namiot, jedzenie, ubrania, ale styl pozwala na zakupy w sklepie, lub obiad w schronisku.
„Self Supported” to poważne wyzwanie, nie tylko walka z kilometrami podbiegów, bezdroży, to także cała logistyka, którą na bieżąco musisz korygować. To ciężar plecaka, to samotność w górach, tak w dzień, jak i w nocy. Ten styl to ciągłe napięcie.
Samotny styl, bez zorganizowanego wsparcia, to jedyna możliwość, bym mógł osiągnąć to, co zawsze stanowi mój główny cel. Ten cel to głębokie, prawdziwe (niezakłócone np. myślą że „za tą górą, w dolinie czeka na mnie moja ekipa, pomoc, jedzenie”) przeżycie chwil sam na sam z przyrodą, z samym sobą.
BĄDŹ W „TERAZ”
Dzięki tej niezależności dane mi są takie chwile, o których mogę tylko pomarzyć w codziennym życiu, gonitwie. Na co dzień myślisz o przeszłości, o tym, co było, a się „nie odstanie”, o błędach, o historii. Martwisz się o przyszłość, bo masz ukochane dzieci, natomiast najmniej jesteś w „TERAZ”.
Na moich wyprawach żyje chwilą, tym wspaniałym „TERAZ” i liczy się w danej chwili góra na którą wchodzę z mozołem, padający śnieg na policzki, smak wody z potoku, mokre buty, poziom elektrolitów. Kiedy siadam w ciemną, samotną noc pod drzewem i jem zalany przed chwilą wrzątkiem pyszny liofilizowany bigos, do tego słyszę odgłos nawołującej sowy, to każda łyżka tego dania staje się czymś wspaniałym. Wszystkiemu towarzyszy zwykły atawizm, odczucie nocy, szelesty. Na chwilę znika Przemysław Szapar, jest tylko człowiek, którego jedynym celem jest… bieg.
POSŁUCHAJ:
Przemysław Szapar/pOr