Wszystkie ręce na pokład. Czy to hasło powinno dotyczyć Mateusza Młyńskiego? [POSŁUCHAJ]

Bez wątpienia jest zawodnikiem utalentowanym i jego miejsce jest w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Ale prawdą jest także, że formę miewał chwiejną, i częściej rozczarowywał aniżeli zachwycał. Mateusz Młyński miał być gwiazdą odchodzącą z Arki w glorii chwały i z namaszczeniem wielkiej kariery. A jest? Odizolowanym od murawy 21-letnim banitą, czekającym na zbawienny koniec kontraktu z Arką. Tło tej sprawy jest niezwykle interesujące, ale finał wiąże się z nieśmiesznym epilogiem. Po spadku Arki z Ekstraklasy coraz głośniej mówiło się o zmianie klubu przez „Młynka”. Jesienią zawodnik został jeszcze w Arce, zdążył nawet zdobyć gola przeciwko Puszczy Niepołomice i rozegrać w zasadzie pełną rundę. Kłopoty zaczęły się w przerwie zimowej, kiedy zbliżał się koniec obowiązującego do czerwca 2021 kontraktu.

W styczniu pewne było, że nie przedłuży wygasającej pół roku później umowy, a chwilę później parafował umowę z Wisłą Kraków obowiązującą od 1 lipca. Jak przekonywał wówczas prezes Arki Michał Kołakowski, piłkarzowi składane były propozycje zmian zapisu kontraktu, ale zawodnik nie był zainteresowany. Z naszej wiedzy wynika, że chodziło przede wszystkim o zapisy dotyczące ekwiwalentu za przyszły transfer Młyńskiego.

NIECH ZAGRA I POMOŻE

Od tamtej pory relacje na linii piłkarz-klub kompletnie się popsuły. Młyński został w Gdyni na kolejne pół roku, ale nie pojawia się na murawie, nie gra także w IV-ligowych rezerwach. Mówiąc najprościej, jest banitą, który traci bardzo ważny moment kariery na odhaczaniu dni w kalendarzu, kiedy będzie mógł się spakować i zacząć grać w Wiśle. – Dałbym mu szansę gry co najmniej w jednym meczu. Jeśli wykazałby się ochotą do gry, warto byłoby skorzystać z jego umiejętności do końca walki o awans do Ekstraklasy – uważa Jakub Treć z Przeglądu SPortowego. – Zastanawiam się, czy nie zbyt dużo się wydarzyło w tej sprawie. Słowa Jarosława Kołakowskiego w programie Stan Futbolu, wyjazd Mateusza do Niecieczy na karną „wycieczkę” pucharową, to wszystko poszło tak daleko, że trudno i sobie wyobrazić, by któraś strona podała drugiej rękę – uważa z kolei Tymek Kobiela.

 
– Młyński może mieć różne kontakty z właścicielami, może się na różne rzeczy obrażać, ale na końcu powinien wychodzić i gra. Dla kibiców, których zna od dziecka tutaj, dla kolegów którym będzie mógł spojrzeć z dumą w oczy, że dał z siebie wszystko – dodał jeszcze Jakub Treć z PS.

WSZYSTKIE RĘCE NA POKŁAD

Arka wchodzi w kluczowy fragment sezonu i choć wiele osób z gdyńskiego środowiska kibicowskiego tonuje nastroje mówiąc o cierpliwości i braku realnych szans na awans, fakty są nieco inne. Żółto-niebiescy pogubili ostatnio punkty w ostatnich minutach, ale nawet przy takich rezultatach, wciąż zajmują miejsca barażowe, dające prawo walki o trzecie miejsce w Ekstraklasie na przyszły sezon. Dla dobra klubu należałoby rozważyć zatem zasadność wpuszczenia Młyńskiego na murawę, i jego pomocy w osiągnięciu tego celu. Skoro wciąż pobiera pensję z klubu, skoro wciąż jest jego zawodnikiem, nie widzimy argumentów za trzymaniem go na ławce rezerwowych.


O bolączkach Arki, ale też jej silnych stronach rozmawialiśmy w cyklu Znajomych Wynurzenia – podcaście o żółto-niebieskich. Naszym gościem był Jakub Treć z Przeglądu Sportowego:

 
Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj