Smutek, żal niewykorzystanej szansy, ale też szacunek dla własnych sił i klasy przeciwnika – takie emocje dominowały w szatni Arki po przegranym finale Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa. – Każdy był wkurzony, ale nie chcieliśmy jeden na drugiego gadać, że ten czy inny popełnił błąd. Brakowało nam w pewnych sytuacjach doświadczenia, a przeciwnik to bezwzględnie wykorzystał – komentował na naszej antenie obrońca Arki Arkadiusz Kasperkiewicz. Gdynianie byli na najlepszej drodze do zdobycia trofeum. Pierwsi zdobyli bramkę i przez prawie 30 minut prowadzenie utrzymywali. Wcześniej, choć to rywal dyktował warunki, mądrze utrzymywali się w grze, nie pozwalając bardziej renomowanemu przeciwnikowi „zamknąć” rywalizacji. Dopiero ostatni kwadrans meczu odmienił losy. – Nie może być innego uczucia niż smutek, bo dla niektórych taka sytuacja może się już nie powtórzyć. Mimo wszystko musimy się otrząsnąć, bo jest przed nam cel w postaci awansu do Ekstraklasy i nie możemy za długo myśleć o tym meczu. Przed nami dwa dni wolnego i ten czas wykorzystamy na analizę tego co się wydarzyło, ale przede wszystkim skupimy się na celu jakim jest awans do Ekstraklasy – zadeklarował Kasperkiewicz.
Od gratulacji dla podopiecznych swoją wypowiedź na pomeczowej konferencji zaczął Dariusz Marzec. W jego opinii zawodnicy pokazali się z dobrej strony, ale nie ustrzegli się bardzo istotnych dla losów rywalizacji błędów. – Chcieliśmy bardzo tego pucharu, trudno nie udało się. Chcę z tego miejsca podziękować zawodnikom, bo nie mamy się czego wstydzić, walczyliśmy o wszystko z zespołem, który jest bliski zdobycia wicemistrzostwa. Chcieliśmy sprawić tę radość naszym kibicom, mam nadzieję, że niedługo uda nam się ją sprawić – deklarował w kontekście walki o Ekstraklasę. Tam sytuacja jest wciąż otwarta, a awans nawet z bezpośredniego miejsca jak najbardziej realny.
ZAWAŻYŁY BŁĘDY
Nim jednak na dobre żółto-niebiescy powrócą do ligowej codzienności, najpierw zrobią bilans zysków i strat z Lublina. Szkoleniowiec nie uciekał od krytycznych ocen. – Mówimy o tym, by piłek do tyłu nie grać, a jednak stało się. Przy stanie 1:0 mieliśmy też czystą sytuację, gdybyśmy wykorzystali ją na 2:0, to już byłby wynik zamknięty. Przeciwnik wykorzystał błędy i dzięki temu zdobył puchar – zakończył Dariusz Marzec.
Misja Arki w Pucharze Polski kończy się w podobny sposób jak w 2018 roku. Z tą jednak różnicą, że teraz po raz pierwszy od ponad dekady, do finału tych rozgrywek doszedł zespół spoza Ekstraklasy. Drużyna znad morza zapamiętana zostanie z wyeliminowania Piasta, prowadzenia z Rakowem i… błędów z ostatnich minut, które pozbawiły ją ostatecznego triumfu.