Zapamiętaliśmy go jako niezwykle pogodnego, otwartego i życzliwego człowieka. Mimo straszliwej choroby, zachowywał optymizm i uśmiech. Jego miłością była Bytovia, której awanse, a potem spadki i degradacje, oglądał od środka z niesłabnącą miłością. Przemek Gawin odszedł za szybko, w wieku zaledwie 24 lat.
Spotkaliśmy się w kwietniu, relacjonując przegrany mecz Bytovii z KKS-em Kalisz. Klub dogorywał na szczeblu centralnym, ale grupka pasjonatów nie ustawała w dążeniach do przywrócenia dawnego blasku. Jednym z nich był Przemek Gawin – były dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, późniejszy rzecznik Bytovii, a ostatnio jej wiceprezes i prezes.
Z końcem czerwca – mimo poważnej choroby – objął stery w klubie. Realizował wizję zmian, liczył na odbudowę jakości i znalezienie nowych sponsorów. W małym miasteczku, gdzie sponsorzy przestali łożyć na piłkę, podjął się zadania bardzo trudnego – dźwignięcia z kolan drużyny, która z powodu problemów finansowych nie przystąpiła do III ligi.
Takim go zapamiętamy. Pogodnym, życzliwym i nade wszystko kochającym Bytovię. W naszej ostatniej radiowej rozmowie jest taki dialog między nim, a Tymkiem Kobielą: – Gra Bytovia i jest to trochę taka metafora Twojego życia, prawda? Że życie życiem, a w tle cały czas jest ta Bytovia… – Tak właśnie jest. Od 9 lat ta Bytovia jest w moim życiu tak mocniej. A jeśli chodzi o bycie kibicem, to wiadomo, tata albo wujek zaprowadzali na stadion od małego. No i zawsze jeśli mogę, to na tym stadionie jestem – mówił.
Nasza ostatnia rozmowa z Przemkiem, przeprowadzona 14.04 poniżej:
Paweł Kątnik i Tymoteusz Kobiela