Wielkie zwycięstwo Asseco Arki nad Anwilem Włocławek. Tak dobrze jeszcze w tym sezonie nie było

To będzie wygrana wspominana w Gdyni latami. Zdziesiątkowany zespół Asseco Arki wyszarpał  Anwilowi zwycięstwo w Hali Mistrzów we Włocławku. Ekipa Milosa Mitrovicia nie miała słabych punktów i wraca do Gdyni ze skalpem na liderze Energa Basket Ligi.

Co najmniej trzy przesłanki przemawiały na niekorzyść Arki przed tym meczem. Po pierwsze, ze składu wypadł kontuzjowany rozgrywający Anthony Durham, po drugie gdynianie pojechali do Włocławka w dniu meczu, co nie jest w Ekstraklasie zwyczajem – obyczaj nakazuje dotrzeć do miasta gospodarza dzień przed spotkaniem. Po trzecie zaś Anwil gra w tym sezonie rewelacyjnie, dopiero co pokonał u siebie silny Śląsk Wrocław i zapewnił sobie samodzielną pozycję lidera EBL. 

WYDARZYŁ SIĘ… CUD?

Tymczasem w Hali Mistrzów działy się… cuda? Poniekąd. To, że Novak Musić jest świetnym rozgrywającym wie większość obserwatorów, ale że bez zmiennika utrzyma intensywność przez ponad 30 minut? Że zdoła asystować 10-krotnie? Że Filip Dylewicz w swoim 42-letnim ciele zdoła wytrzymać przepychanki z silnym jak tur Żigą Dimcem? Arka trafiła na dzień który nieczęsto się zdarza, nawet w karierach tak doświadczonych przecież Wołoszyna, Hrycaniuka czy właśnie Dylewicza. Oni wszyscy bez wyjątku spełnili swoje role, znowelowali atuty Anwilu, a gdy ten napierał i odrobił w końcówce większość z 12-punktowej przewagi, ustali w końcówce odnosząc ważne zwycięstwo.

DYKES NIE ODNALAZŁ SIĘ

Opisywać akcje za akcją nie ma sensu. Wystarczy dostrzec, że grający ostatnio wyśmienicie Kyndall Dykes nie odnalazł się. Że siła Jonah Matthewsa, była tylko siłą złego na jednego przy zespołowości Arki. Gdynianie nie tylko zapewnili sobie tą wygraną utrzymanie w Energa Basket Lidze, ale też poważnie zgłosili roszczenia dotyczące fazy play-off. A przecież osiągają to w okolicznościach, które jeszcze przed kilkoma tygodniami wydawały się nie do wyobrażenia – Arka przegrywała seryjnie na przełomie grudnia i stycznia. Tymczasem w sobotę zwyciężyła, bo nie miała słabości. Po raz pierwszy w sezonie wszyscy zagrali koncertowo. Music – wiadomo. Boykins – zbierał i punktował. Dylu z Bestią – zasłaniali wzorowo, obaj dorzucili też dwucyfrowe zdobycze. Tomaszewski – dał oddech. Wilczek – 4 przechwyty. Bogucki – 10 pkt.

Mówienie o play-off to naprawdę nie bajki, chociaż nadal wizja jest bardzo odległa. Klubowi wciąż brakuje pieniędzy i szerokiej rotacji. Ale na kanwie tej wygranej można budować mentalność, która nieść może przez kolejne przeprawy, przez dużo łatwiejsze przeszkody.

 

Anwil Włocławek – Asseco Arka Gdynia 72:82 (20:23, 17:18, 12:20, 23:21).

Anwil Włocławek: Jonah Mathews 26, James Bell 13, Kamil Łączyński 10, Kyndall Dykes 7, Luke Petrasek 5, Ziga Dimec 4, Łukasz Frąckiewicz 3, Maciej Bojanowski 2, Sebastian Kowalczyk 2, Alex Olesinski 0, Nikodem Biliński 0, Marcin Woroniecki 0.

Asseco Arka Gdynia: Jacobi Boykins 15 (10 zb.), Filip Dylewicz 14, Bartłomiej Wołoszyn 13, Adam Hrycaniuk 12, Adrian Bogucki 10, Novak Music 9, Dominik Wilczek 4, Marcin Kowalczyk 3, Wojciech Tomaszewski 2.

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj