Wyścig z czasem, emocjami i niespełnionymi marzeniami. Polskie olimpijki w Pekinie

(fot. 400mm.pl/Anna Klepaczko)

Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie powoli dobiegają końca. Polki liczyły na coś więcej. Dwa tygodnie zimowych zmagań nie obyły się bez sportowej złości i dramatów covidowych, ale były również łzy szczęścia.

Nadrzędnym tematem Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie z udziałem polskich kobiet były problemy Natalii Maliszewskiej. Kandydatka do medalu przegrała z kalendarzem. O jej fenomenie świadczy to, że to o niej pisano więcej niż o skoczkach narciarskich, pomimo tego, że Dawid Kubacki wrócił z brązowym medalem. Maliszewska przyjechała do Pekinu, ale jej przekleństwem był termin startu na koronnym dystansie 500 metrów. Pech chciał, że pozytywny wynik na koronawirusa uzyskała dwa dni przed startem. Ostatecznie przegrała z pandemią, procedurami i czasem. Parę dni później szanse na krążek olimpijski przepadły w ćwierćfinale, kiedy w biegu na 1000 metrów upadła. Najlepszym wynikiem Maliszewskiej była konkurencja drużynowa, w której razem z Patrycją Maliszewską, Kamilą Stormowską i Nikolą Mazur wywalczyły szóste miejsce. Jak na największą nadzieję medalową Polski to raczej wynik pocieszenia.

ROSJANKA W POLSKICH ŁYŻWACH

Publiczność poruszył występ młodej, utalentowanej Jeketriny Kurakowej. Rosyjska łyżwiarka figurowa z polskim paszportem po bezbłędnym pod względem technicznym występie awansowała z 24. na 12. miejsce. Łyżwiarka wszystkie elementy wykonała bardzo płynnie, sędziowie mieli wątpliwości tylko do jednego skoku. Katia nadrobiła piękną sentencją kroków i zachwyciła naturalnością, szczerością, a przede wszystkim ogromną dumą z samej siebie.

Kurakowa nie zyskała takiej uwagi polskich mediów jak Natalia Maliszewska, one w tej konkurencji skupiły się na rosyjskich dramatach. Kamiła Walijewa nie poradziła sobie z presją i ciążącym na niej dopingowym wyroku. Rozpacz Rosjanki będzie zapamiętana na następne lata. Z klasyfikacją medalową nie zgodziła się Aleksandra Trusowa. Zrozpaczona werdyktem była przekonana, że to jej występ zasługuje na najwyższe noty. Srebrna medalistka nie chciała brać udziału w uroczystości. Kwestią sporną pozostaje także skierowany środkowy palec w kierunku kamer – tylko ona wie, czy sposób utrzymania dłoni na statuetce był celowy. Trusowa zajęła drugie miejsce, tuż za koleżanką z reprezentacji Anną Szczerbakową.

TEAM SPIRIT

Izabela Marcisz i Monika Skinder w finale olimpijskiego sprintu drużynowego w biegach narciarskich zajęły bardzo dobrą, dziewiątą pozycję, wyprzedzając Francję. Start polskich narciarek stał do ostatniego momentu pod znakiem zapytania. Marcisz była zniechęcona mnogością startów, a przecież jej głównym celem był debiut na 30 kilometrów. Po długiej, 40-minutowej rozmowie z prezesem Polskiego Związku Narciarskiego rozważyła wszystkie za i przeciw, ostatecznie stawiając się na trasie. Polskie narciarki pobiegły zatem razem, jak prawdziwa drużyna, osiągając naprawdę imponujący wynik.

TAK BLISKO, A TAK DALEKO

Zimowe Igrzyska Olimpijskie nie przyniosły medalu Marynie Gąsienicy-Daniel. Pomimo historycznego wyniku slalomu giganta w polskim narciarstwie alpejskim, olimpijka nie kryła rozczarowania i sportowej złości. Na drodze do wymarzonego medalu Gąsienica-Daniel musiała uporać się z bólem pleców, a jej przejazd nie zaspokoił olimpijskiego apetytu. Parę dni później w supergigancie nie poprawiła miejsca sprzed czterech lat i zakończyła tę rywalizację na 26 miejscu.

Po awansie do ćwierćfinałów być może liczyliśmy na coś więcej u polskiej snowboardzistki Aleksandry Król. Pechowo, trafiła w parze ikonę światowego snowboardu, wybitną Czeszkę Ester Ledeckie, która finalnie obroniła złoty medal. Król od początku do końca walczyła jak równa z równą, jednak upadek wyeliminował ją z walki o awans. Nasza snowboardzistka wróciła do kraju ze sportowym niedosytem. Otwarcie mówi o prywatnych zamiarach, takich jak założenie rodziny. Przy czym ze snowboardem nie planuje się rozstać, dopóki sport ten będzie przynosił jej radość i satysfakcję.

PIERWSZE I NIEOSTATNIE

Na piedestale Zimowych Igrzysk Olimpijskich nie stawiała Andżelika Wójcik. Panczenistka w obydwu konkurencjach liczyła na więcej – na dystansie 500 metrów wywalczyła 11. miejsce, zaś na dwukrotnie dłuższym – 20. Wójcik przed rozpoczęciem olimpijskich zmagań zamierzała walczyć o medal. W perspektywie następnych czterech lat łyżwiarka ma w planie zachować dobre nastawienie, skorygować narzędzia treningowe, a przede wszystkim się nie poddawać.

Karolina Sołtaniuk/mrud

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj