Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. W futbolu można je jednak robić co pół roku, bo każda runda to nowy początek. I Arka tę okazję wykorzystała znakomicie. Gdynianie świetnie rozpoczęli mecz z Widzewem, jeszcze lepiej drugą połowę, a rundę wiosenną po prostu znakomicie. W Łodzi wygrali 5:2 i dali sygnał, że chcą poważnie powalczyć o awans.
Można rundę zaczynać spokojnie, powoli, wdrażając się do gry, a można też tak, jak Adam Deja. Bez kalkulacji, szukania skomplikowanych rozwiązań, a z pełną mocą i precyzją. Szósta minuta meczu, rzut wolny i potężny strzał w samo okienko. Jakub Wrąbel miał piłkę na palcach, ale nie był w stanie jej zatrzymać.
Później jednak, chociaż gdynianie dalej potrafili groźnie zaatakować, nie byli w stanie uspokoić gry. Widzew utrzymywał się przy piłce, grał na połowie gości i oddawał strzały. W końcu, po rzucie wolnym Kacpra Krzepisza pokonał Radosław Gołębiowski. I trzeba zaznaczyć, że młody bramkarz Arki powinien w tej sytuacji zachować się zdecydowanie lepiej. Do przerwy był więc remis 1:1.
KOLEJNY ŚWIETNY POCZĄTEK
Początek meczu w wykonaniu Arki był świetny, bardzo konkretny, ale nie można go nawet zestawić z tym, co Arka zrobiła po przerwie. Po dziesięciu minutach gry w drugiej połowie było po meczu. Najpierw po akcji lewą stroną rzut karny wywalczył Olaf Kobacki, który dość szczęśliwie, ale jednak skutecznie wykorzystał Hubert Adamczyk. „Adams” dużo lepiej zaprezentował się trzy minuty później, kiedy perfekcyjnym podaniem obsłużył Karola Czubaka, a ten z bliska trafił na 3:1. Kolejną asystę Adamczyk zanotował w 57. Minucie, wypuścił na wolne pole Kobackiego, a ten ze spokojem uderzył precyzyjnie przy bliższym słupku. Arka miała już spokój, było 4:1.
ALEMAN ZWIEŃCZYŁ DZIEŁO
Naturalnie gdynianie się cofnęli, ale gospodarzom woli walki nie brakowało. Mocno napędzały ich wypełnione niemal po brzegi trybuny. Defensywa gdynian pękła po raz drugi na nieco ponad kwadrans do końca meczu. Dośrodkował z prawego skrzydła Bartłomiej Pawłowski, piłka przecięła pole karne i spadła po lewej stronie, a tam z bardzo ostrego kąta uderzył Fabio Nunes. Trafił idealnie, piłka śmignęła obok głowy Kacpra Krzepisza. Czy mógł zachować się lepiej? Możliwe, że tak, ale trudno też mieć pretensję o tego gola akurat do bramkarza. Gdynianie znaleźli jednak kolejną odpowiedź, najpierw po niezłym kontrataku z sytuacyjnej piłki uderzał Kobacki, ale z linii bramkowej piłkę wybił jeden z obrońców. W 83. minucie po sporym zamieszaniu sfaulowany został Gordan Bunoza. Piłkę na 11. metrze ustawił Aleman i zabawił się, technicznie uderzając w środek bramki.
Arce nie mogło stać się już nic złego w tym meczu, wystarczyło dotrwać do ostatniego gwizdka i to się udało. Nowe ustawienie zdało egzamin, plan Tarasiewicza na wykorzystanie ofensywnych atutów wypalił. Popracować trzeba nad defensywą, bo dziury były, ale po zwycięstwie 5:2 na terenie wicelidera, krytykować zanadto nie wypada.
Tymoteusz Kobiela