Stracony gol po wyrzucie z autu, niemożność stworzenia konkretów pod bramką rywala i wreszcie wewnętrzne tarcia, które z każdym dniem przybierają na sile. Z niedawnej Lechii, która przed miesiącem wyglądała dobrze na tle faworyzowanego Rapidu nie zostało nic. Wie to trener, który deklaruje, że potrafi wyprowadzić drużynę z kryzysu.
Wszystko posypało się po bardzo pragmatycznym i mądrze wygranym meczu z Widzewem. 3-punkty uzyskane na terenie rywala Lechia wywalczyła większym doświadczeniem, spokojem i wyważeniem, pozwalającym aż trzykrotnie wychodzić na prowadzenie. Dziś brzmi to jak kiepski żart, jakby ktoś zmienił poziom gry w Fifę, albo popsuł parametry dobrym przecież piłkarzom. W Łodzi odpowiedzialność za zdobywanie bramek przejęło na siebie trio, które wydawało się wartością dodaną Lechii – Maciej Gajos, Łukasz Zwoliński i Flavio Paixao. Niestety w kolejnych grach Portugalczyk był osamotniony, Zwolińskiego niespodziewanie zabrakło w Radomiu, a Gajos spisał się tam słabo, łatwo tracąc piłki w środku pola. Już nie tylko nie znajdował dla siebie dogodnych okazji do uderzeń z dystansu, ale też nie potrafił wykreować niczego kolegom.
ZGUBILI FUNDAMENTY
To był moment kluczowy dla jakości ofensywnej. Absencja Zwolińskiego oficjalnie spowodowana była urazem kręgosłupa, choć część mediów spekulowała, że może to być reakcja na chęć odejścia zawodnika za granicę. Sam „Zwolak”, choć w Legnicy bardzo się starał i mobilizował zespół pokrzykując na kolegów, niewiele wniósł jakości. Więcej niż na Polsat Plus Arenie Gdańsk przeciwko Koronie Kielce, ale wciąż niewiele. W tym wszystkim najmniej zastrzeżeń można mieć do Flavio. Jego dobra dyspozycja zbiegła się w czasie z utratą opaski kapitańskiej. Kaczmarek wyjaśnił dość szczegółowo, skąd taka decyzja, tłumacząc się chęcią dania drużynie impulsu na wielu szczeblach, także tym. Co do zasadności można się zgodzić, inną zaś kwestią jest, czy okoliczność ta zabolała Paixao… Nie wiemy, ale możemy się domyślać – 38 latek z dużą wrażliwością reaguje na wszelkie zmienne. I o ile Flavio głosu nie zabrał, zrobił to Tadeusz Pawłowski, szkoleniowiec który prowadził Portugalczyka w 79-spotkaniach w barwach Śląska. – To świetny zawodnik i kapitan zespołu. To bardzo przykre, że Lechia Gdańsk nie wierzy w tak zasłużonego dla Klubu Piłkarza. Przepraszam, że się wtrącam – napisał na Twitterze po porażce Lechii z Miedzią.
Atak to jednak problem pośredni, punkt do rozważań dla tego co dzieje się w defensywie. Świetnie na początku sezonu wyglądał David Stec, ale już w Radomiu ośmieszał go Machado, w dodatku Austriak z polskim paszportem mocno pracował na drugą żółtą kartkę, której ujrzenia był o włos. Michał Nalepa miał udział przy trzech z czterech goli Radomiaka, Maloca nie przeszkadzał Mauridesowi. Występ stoperów w Radomiu zakrawał o kpinę i trudno wyobrazić sobie choć jedno racjonalne wytłumaczenie, mogące zneutralizować krytykę. Na tym poziomie, tak doświadczonym zawodowcom, takie błędy po prostu nie mogą się zdarzać. Reakcją klubu na ten obraz, pogłębiony kryzysem w sobotnim meczu z beniaminkiem, jest zatrudnienie Joela Abu Hanny – zawodnika doświadczonego w meczach Ligi Europy z Zorią Ługańsk, ale też mającego problemy zdrowotne w Legii Warszawa. Izraelczyk może grać na środku i lewej stronie obrony, ale na razie przy jego nazwisku postawić należy wielki znak zapytania. Nie bez znaczenia dla tego wyboru było to, że Kaczmarek współpracował z 24-letnim stoperem jeszcze w młodzieżowych czasach w Niemczech.
W LEGNICY POWTÓRKA Z ROZRYWKI
– Jesteśmy w kryzysie i w takim momencie nigdy posada trenera nie jest w stu procentach bezpieczna. Jeżeli zespół gra jak gra, to klub ma prawo do różnych decyzji. Byłem jako trener w podobnych momentach i czuję się gotowy, aby to naprawić – zadeklarował na pomeczowej konferencji prasowej w Legnicy trener Lechii Tomasz Kaczmarek. Przed wcześniejszymi spotkaniami Kaczmarek deklarował, że zespół poradzi sobie z kryzysem i solidnie pracuje na treningach na odbudowę formy i morale. Na razie pokrycia na murawie nie ma. Dodatkowo po meczu z Miedzią z trybun dochodziły niepokojące sygnały. Dziennikarz Weszło Kamil Warzocha pisał o „niemiłych” obrazkach: „Kuciaka musiał hamować Conrado, a generalnie kilku kibiców Lechii wyglądało tak, jakby chciało przejść przez siatkę i się po prostu bić z piłkarzami.” Przypomina się obrazek z pucharowej porażki z Bytovią, gdzie w 2017 roku drużyna Piotra Nowaka odpadła z dalszej walki, zbierając salwę gniewu od swoich fanów.
CO ZMIENIĆ?
Można pójść na łatwiznę i powiedzieć, że klub potrzebuje wzmocnień. Oczywiście jest w tym sporo prawdy, Kaczmarek też dyskretnie w rozmowach z dziennikarzami przypominał, że personalia nie ulegają zmianie i w tej sytuacji na więcej niż w ubiegłym sezonie liczyć nie można. Ale że w tym składzie personalnym Lechia straci najwięcej bramek w Ekstraklasie w pięciu pierwszych startach sezonu? Że będzie przedostatnią drużyną ligi, poddającą mecz słabemu beniaminkowi? Problem tkwi wewnątrz drużyny. Zbyt wielu piłkarzy jest niezadowolonych, nienasyconych, lub wypalonych. Począwszy od złego z powodu blokowania transferu Zwolińskiego, dowodzącego tezie, że „z niewolnika nie ma pracownika”, przez porzuconego lidera Flavio Paixao, po kilku wyraźnie zasiedziałych graczy bez nowych wyzwań sportowych.
DEJA VU PO GDAŃSKU
Rewolucja jest wskazana, ale musi to być rewolucja wewnętrzna. Na zmiany personalne był czas dwa, może miesiąc temu, teraz jest po śliwkach. Aż przypomina się ubiegły rok i odejście Piotra Stokowca. Najpierw były gratulacje z okazji najdłuższego stażu na ławce w ekstraklasowej Lechii. Potem przegrane europuchary w nieszczęsnej ostatniej kolejce z Jagiellonią Białystok. Wreszcie zmęczenie – kibiców, zarządu, pewnie też samych piłkarzy, tym co Lechia prezentowała, albo raczej tym, czego nie potrafiła prezentować. Skończyło się zmianą, która w krótkiej perspektywie zachwyciła nas – dziennikarzy (otwartość Kaczmarka, rzeczowość, no i wyniki – wygrana za wygraną, ostatecznie dająca puchary europejskie po słabszej końcówce). Tyle, że teraz niebezpiecznie zmierza to na kurs, który już znamy – rutyna, przewidywalność, brak zęba. Frustracja kibiców, nerwowe ruchy na rynku, kto wie czy nie zmiany w sztabie. Tomaszowi Kaczmarkowi należy dać czas, bo już udowodnił, że potrafi wyprowadzać zespół z kryzysu (np. jesień 2021, kwiecień 2022 i 3. wygrane, 1. remis po słabszym okresie). Za jego słowami muszą jednak chcieć iść najważniejsi żołnierze – Flavio, mający świetny początek sezonu, Zwoliński który zaciął się nie wiedzieć czemu, Gajos, który z pozycji lidera, niebezpiecznie skręcił do roli sprzed półtora roku.
Ale przede wszystkim obrońcy. Monolit jakim był środek pola, przypomina teraz najbardziej elektryczną parę stoperów Ekstraklasy, a transferowe skąpstwo spowodowało, że zmienników, gotowych w moment wpłynąć na rywalizację – nie ma. Nie pomogła dłuższa przerwa, ale szczęśliwie do Gdańska przyjedzie za chwilę zespół równie słaby. Lech, którego nie dało się oglądać na Islandii, Kolejorz który źle wyglądał w rewanżu w Luksemburgu, wreszcie nie potrafiący zupełnie strzelać goli – tylko 2 w lidze. I przy całej okropności stylu Lechii w ostatnich trzech meczach ligowych, paradoksalnie będzie ona faworytem w środę przeciwko Mistrzowi Polski.
Paweł Kątnik