Gostomski bohaterem, Arka po karnych poza burtą Pucharu Polski. „Powinniśmy to skończyć w 90 minut”

fot. Maciej Czarniak /Trojmiasto.pl / KFP

Nie będzie priorytetem Puchar Polski dla Arki Gdynia oraz wielu innych zespołów na tym etapie rozgrywek. Drużyny jesienią traktują go jako poligon doświadczalny, szansę do pokazania swoich rezerwistów i podobnie do sprawy przeciwko Górnikowi Łęczna podszedł Ryszard Tarasiewicz.  Żółt-niebiescy chcieli jednak przechylić szalę wygranej na swą stronę, ale świetnie w dogodnych sytuacjach spisywał się Maciej Gostomski i ostatecznie łęcznianie triumfowali po rzutach karnych 4:3.

Szkoleniowiec Arki nie krył, że celem numer jeden jest awans do Ekstraklasy i na tyle skupia się na ligowych zadaniach, że w czwartek postawił na rezerwowy garnitur. W bramce zagrał debiutujący na takim poziomie Michał Molenda, a w drugiej linii znalazło się miejsce dla rzadko eksponowanych m.in Adriana Purzyckiego i Mateusza Żebrowskiego. Odpoczywali także inni w tym Hubert Adamczyk, Janusz Gol i Karol Czubak, czyli najważniejsze trio gdyńskiej układanki. Można zatem śmiało stwierdzić – to nie był mecz na śmierć i życie, a każde zwycięstwo, osiągnięte choćby najniższym nakładem środków i zawodnikami drugiego wyboru, trener uznałby za okoliczność pozytywną acz nieobligatoryjną.

Dlatego w Gdyni od początku brakowało temperatury. Na trybunach żywiołowy doping, ale z przerzedzonych, na wpół zapełnionych krzesełek, a na boisku walka, ale nieco na alibi. W stylu – pogramy, może coś wpadnie, ale jest czas, mecz trwa 90 minut. Dlatego w pierwszej połowie poza zrywem Mateusza Żebrowskiego, próżno było szukać fajerwerków. Górnik zresztą odwdzięczał się tym samym – jedna próba Dawida Tkacza, niewiele by uwierzyć że puchar przyjezdnych z Lubelszczyzny w tej fazie mobilizuje.

LIDERZY DALI IMPULS

Arka była do granic nudna i bezzębna, na co dłużej nie chciał pozwalać Ryszard Tarasiewicz, wpuszczając tych najważniejszych. Nawet on, widząc rezultat, najwyraźniej stwierdził, że czas już spróbować wytoczyć poważne działa. Nim o swoje szanse zadbali Adamczyk z Czubakiem miał ją jeszcze Żebrowski, ale gwizdy zniecierpliwienia najdobitniej dowiodły, jak nieudana to była próba i jak niedobry mecz 27-letni skrzydłowy rozegrał.

Na ostatnie 25 minut regulaminowego czasu, a jak się później okazało kolejne 3o dogrywki pojawili się wspomniani Adamczyk, Czubak i Haydary. Arka ruszyła do ataków, Adamczyk kreował je odważnymi dryblingami i precyzyjnymi dośrodkowaniami, ale brakowało mu precyzji, a Czubakowi wykończenia, W ten sposób obie jedenastki dobrnęły do karnych. Tarasiewicz nie zaufał młodemu Molendzie, tuż przed końcowym gwiazdkiem wprowadzając Krzepisza – zaprawionego w takich seriach, świetnie spisującego się przeciwko Piastowi w 1/2 finału sprzed dwóch edycji. Ale to nie on tym razem, a Maciej Gostomski w bluzie Górnika był tego dnia znakomity – jeszcze w trakcie meczu wybronił dwie dogodne sytuacje Adamczyka i Czubaka, a w karnych wyczuł idealnie Haydarego i Stolca i to łęcznianie grają dalej.

BYLIŚMY NIESKUTECZNI

– Arka co roku była w finale, albo wysoko w tej drabince. Dziś odpadamy w pierwszym meczu i chyba to najbardziej boli, a Górnik Łęczna stworzył sobie może jedną sytuację. Trzeba oddać Gostomskiemu że wyciągał niesamowite piłki, ale powinniśmy zakończyć mecz w 90 minut, mieliśmy swoje sytuacje, szkoda że chociaż jedna z nich nie wpadła – mówił po spotkaniu obrońca Przemysław Stolc. Jego gorycz musi być duża, przecież zdobywał z żółto-niebieskimi trofeum w 2017 roku.

1/32 finału piłkarskiego Pucharu Polski: Arka Gdynia – Górnik Łęczna 0:0, karne 3-4. Awans: Górnik.

Żółta kartka – Arka: Jerzy Tomal; Górnik: Łukasz Grzeszczyk, Souleymane Cisse, Marcin Biernat, Damian Gąska, Daniel Dziwniel.

Sędzia: Sylwester Rasmus (Toruń). Widzów: 3105.

Paweł Kątnik

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj