Piąty z rzędu mecz bez zwycięstwa, trzeci domowy bez strzelonej bramki. Pogrążona w kryzysie Lechia bezbramkowo zremisowała z Wartą Poznań. Biało-zieloni mieli krótkie momenty, w których pokazali odrobinę jakości. Z tych momentów uzbieralibyśmy może kwadrans, pozostały czas upłynął w smętnej atmosferze na jałowym graniu.
Mecz Lechii z Wartą na naszej antenie komentowali Tymoteusz Kobiela i Paweł Kątnik, którzy na gorąco podzielili się przemyśleniami na temat tego niezapomnianego widowiska.
Zbyt długo Lechia grała sennie i bez przekonania do przodu. Zupełnie jakby wydawało się jej piłkarzom, że mecz trwa 200, a nie 90 minut. Pierwsza połowa to obustronne cierpienia, bez ładnego futbolu i choćby jednego cennego strzału Lechii na bramkę rywala. Mieli też gdańszczanie szczęście, bo znowu błąd popełnił blok obronny z Dusanem Kuciakiem wespół, ale Michał Nalepa odkupił winy i w najbardziej dogodnej i w zasadzie jednej z niewielu sytuacji Warty, zachował się jak trzeba.
Druga połowa to było zupełnie inne granie, szczególnie w końcowce, gdzie bardzo chcieli podopieczni Kalkowskiego wykazać się, zdobyć gola. Najwięcej dobrego w ofensywie wydarzyło się po zejściu z boiska Flavio i Zwolińskiego, co też pokazuje jakie spotkanie obaj zagrali. Pokazali się Diabate, Conrado – cały mecz prący do przodu i Stec, którego rajdy prawą flanką przyniosły dwie dogodne szanse. Zabrakło skuteczności i konkretów, bo choć chwalimy za pomysł i ciąg na bramkę, to uczciwie przyznamy, że żadnej z tych okazji nie nazwalibyśmy stuprocentowymi. Lechia nieco lepsza od Warty, szczególnie w drugiej połowie, ale wynik jest miarą problemów Lechii, która nie zdobyła żadnego gola u siebie w tym sezonie w lidze.
Paweł Kątnik
Czego można oczekiwać po rozbitym zespole, który przegrał cztery mecze z rzędu, stracił trenera, a w szatni ma złą atmosferę? Chyba tylko walki i determinacji. I tego Lechii nie odmówię, ale już walorów piłkarskich, jakości – niestety tak. Flavio Paixao „ozdrowiał”, wrócił do gry, ale nie do formy, którą imponował. Łukasz Zwoliński swoich atutów fizycznych nie zatracił, walczył i przepychał się z każdym, z kim mógł, ale potrafił też w prostej sytuacji zgubić piłkę. Najlepszą okazję zmarnował, bo uderzył tak, że dał szansę Adrianowi Lisowi na skuteczną interwencję. Bramkarz z tej szansy skorzystał.
Jest jeden plus tego meczu – Lechia nie przegrała. Ale rywala miała też na tyle niewymagającego, że przegrać mogła chyba tylko na własne życzenie. Biało-zieloni byli zresztą blisko takiej sytuacji, bo najlepszą okazję goście mieli, kiedy gospodarze łatwo stracili piłkę we własnej szesnastce. Wspólnymi siłami sytuację uratowali Dusan Kuciak i Michał Nalepa.
Jest źle, ale mogło być gorzej. Maciej Kalkowski pożaru nie ugasił, ale zapobiegł rozprzestrzenianiu się ognia. Potrzeba nowego szefa, bossa, który ułoży szatnię, a za tym pójdą i wyniki.
Tymoteusz Kobiela
Lechia Gdańsk – Warta Poznań 0:0