Mariusz Jurkiewicz był wybitnym piłkarzem ręcznym. Swoje zawodowe CV zaczął pisać w gdańskiej SMS, do której trafił po ukończeniu szkoły podstawowej w rodzinnym Lubinie. Miał szczęście spotkać na swej drodze trenera i wychowawcę – Jana Prześlakiewicza.
Należał do pierwszego rocznika absolwentów szkoły przy Kołobrzeskiej. Niedaleko, w Miejskiej Hali Sportowej, mecze rozgrywała Spójnia, której bramki strzegł Sebastian Suchowicz, dziś członek sztabu trenerskiego Torus Wybrzeża, odpowiadający za szkolenie bramkarzy. Jurkiewicz jeździł na drugi koniec miasta, żeby patrzeć, jak mistrzostwo Polski zdobywają szczypiorniści Wybrzeża, którymi z ławki kierował Daniel Waszkiewicz, a z parkietu – Damian Wleklak, dziś szef klubu.
W WYBRZEŻU NIE ZAGRAŁ
W Wybrzeżu Jurkiewicz nigdy nie zagrał, bo z SMS-u wrócił do macierzystego Zagłębia. Kolejnych dziesięć lat spędził w Hiszpanii, zdobywając mistrzostwa kraju i z sukcesami rywalizując w rozgrywkach europejskich. Ten największy osiągnął jednak już po powrocie do Polski, gdy z Vive Kielce w 2016 roku triumfował w Lidze Mistrzów. Problemy zdrowotne sprawiały, że nie grał już dużo i wkrótce skończył karierę.
Pytany o największe sukcesy w karierze, stanowczo wskazuje te reprezentacyjne. Dokładnie przed 20 laty w hali, do której dziś przychodzi do pracy, zdobył mistrzostwo Europy do lat 20. W 2009 i 2015 roku stał na najniższym podium mistrzostw świata, już w kategorii seniorów
NIEPOKONANI
W poprzednim sezonie wybronił drużynę przed spadkiem. Po czterech meczach nowej edycji rozgrywek bez strat Torus Wybrzeże plasuje się na czele tabeli razem z potentatami z Płocka i Kielc.
– Nie dmuchamy balonika, interesuje nas zwycięstwo w najbliższym meczu. Nie będę miał żalu do chłopaków, jeśli przegrają. Dla mnie najważniejsze jest, by podjęli walkę – mówi Jurkiewicz.
Posłuchaj całej rozmowy:
Włodzimierz Machnikowski