Nie było to porywające widowisko. Piłkarze Górnika Łęczna i Chojniczanki raczej wymęczyli kibiców, niż przyprawili ich o dreszcze emocji. Celem nadrzędnym było „nie stracić” i oba zespoły ten cel zrealizowały, remisując bezbramkowo.
Jeżeli po ponad godzinie oddajesz pierwszy celny strzał, to znaczy, że przez wcześniejsze cztery kwadranse w ofensywie nie wyglądałeś – by tak rzec – szczególnie imponująco. A Górnik po raz pierwszy Mateusza Kuchtę zatrudnił w 66. minucie. To nie było groźnie uderzenie. Co innego można powiedzieć o strzale z doliczonego czasu gry. Hubert Sobol sprawił, że Kuchta wspiął się na wyżyny. Ale nie zawiódł. I to tyle, jeżeli chodzi o celne strzały gospodarzy. Generalnie próbowali 14 razy, ale celowniki były rozregulowane.
GOŚCIE BEZ FINALIZACJI
Sześć z dwunastu uderzeń Chojniczanki powędrowało w światło bramki Macieja Gostomskiego. Nie świadczy to jednak wcale dużo lepiej o drużynie Krzysztofa Bredego, bo zazwyczaj były to sytuacje, z którymi bramkarz radził sobie bez trudu. Chojniczanka zaprezentowała kilka ciekawych rozwiązań przy stałych fragmentach gry, szukała strzałów z dystansu, a między liniami przestrzeń znajdował Tomasz Mikołajczak. Brakowało jednak jakości przy finalizacji.
Z jednej strony zespół Bredego wywalczył cenny punkt na wyjeździe. Z drugiej – nie wygrał już piątego meczu z rzędu, od połowy lutego zdobył tylko dwa punkty i coraz mocniej osadza się w strefie spadkowej. Trzeba zacząć wygrywać, póki nie jest za późno.
Górnik Łęczna – Chojniczanka 0:0
Tymoteusz Kobiela