Żan Tabak: „Ludzie nie widzą pełnego obrazu. Tylko w dwóch meczach miałem pełen skład do dyspozycji”

Hala 100 lecia Sopotu. Mecz Trefl Sopot - Anwil Wloclawek 73:81. Nz. Zan Tabak i Jovanovic. 23.04.2023 fot. Jerzy Bartkowski / KFP

Z Żanem Tabakiem rozmawialiśmy po pierwszym meczu play-off we Wrocławiu, jeszcze nie wiedząc, że dzień później Trefl Sopot wyrówna stan rywalizacji ze Śląskiem. Punkt widzenia na ostatnie tygodnie i występy Trefla od tamtej chwili nie uległ zmianie, a refleksje szkoleniowca nie straciły na aktualności po sukcesie w drugim spotkaniu. Rozmawiamy o kulejącej mentalności, o fizyczności Śląska i teraźniejszości jako jedynej sensownej linii czasu w sporcie.

Mam wrażenie, że już w pierwszym meczu ze Śląskiem pokazaliście znacznie lepszą koszykówkę od tej prezentowanej w Słupsku.

Zgadzam się. Myślę, że w Słupsku zagraliśmy najgorszy mecz od sześciu-siedmiu spotkań. Nie poradziliśmy sobie tam dobrze z presją ważnego meczu. Myślę, że to główny powód, czemu w Słupsku nam nie poszło, ale też musimy pamiętać, że Śląsk to znacznie lepszy zespół od Czarnych.

Więc dlaczego nie poradziliście sobie z presją?

Gdybym znał odpowiedź na to pytanie, nie siedziałbym tu z Panem, tylko pewnie robił coś ważniego dla ludzkości, byłbym w stanie np. powodować na twarzach uśmiech.

12 trójek w pierwszym meczu ze Śląskiem to niezły wynik i pierwsze oznaki czegoś dobrego w waszej grze.

To prawda.

A pytam dlatego, że ostatnio mam wrażenie, że zbyt duża krytyka spadła na was, co wpływa na zwieszone głowy pańskich zawodników. Uważam, że wokół Trefla powinno być nieco więcej pozytywów, także w kontekście oczekiwań kibiców.

Nie sądzę, że to jest problem. Chciałbym porozmawiać o innej rzeczy. Mówi pan, że potrzeba nam więcej pozytywów? Mam wrażenie, że ludzie nie rozumieją pełnego obrazu. Po pierwsze, Trefl Sopot to zespół, który w ostatnich pięciu latach tylko raz wszedł do play-off. To także zespół, który zdobył ostatnie trofeum 10 lat temu. A my osiągnęliśmy w jednym sezonie obie te rzeczy.

Zatrudniono mnie z zamysłem trzyletnim, by w przyszłości wprowadzić ten zespół do rozgrywek europejskich. Myślę, że zrobiliśmy dobry krok w tym kierunku. Gdybyśmy nie mieli problemu z kontuzjami, a mieliśmy nie jedną kontuzję, ale trzy, cztery, czasam pięć…

. na początku sezonu także nie graliście w pełnym zestawieniu.

Jakoś sobie z tym poradziliśmy, ale w tym sezonie tylko w dwóch meczach mieliśmy pełen skład, w ćwierćfinale i finale Pucharu Polski. W żadnym innym meczu. Dlatego ja rozumiem, dlaczego rozmawiamy o negatywach i problemach, ale mamy całkiem niezły sezon. Czy dobrze spisujemy się w drugiej części sezonu? Nie. Dlaczego? Ponieważ nie mieliśmy do tego zawodników. Czy gramy w tym momencie dobrą koszykówkę? Nie. Dlaczego? Bo mamy chłopaków wracających po kontuzjach, nowego gracza który nie grał wcześniej razem z tymi zawodnikam. I nie gramy ładnej koszykówki. Ja to rozumiem. Ale przed Pucharem Polski byliśmy drugą siłą ofensywną w lidze, oraz drużyną z najmniejszą liczbą strat w lidze. A teraz? Ostatnie 3 mecze (rozmowa po 1. meczu ćwierćfinałowym ze Śląskiem- przyp. red.) ze średnią 20 strat. Zatem, moi zawodnicy się nie poddają, nie odpuszczają, po prostu fakty są takie, że są sytuacje na które nie mamy wpływu. Staramy się robić wszystko, by to pogodzić.

Śląsk Wrocław to bardzo wymagający przeciwnik. Zaskoczyli Was czymś?

To bardzo dobry zespół i to nie tylko dlatego, że to mistrz Polski, ale przede wszystkim, że to zespół eurocupowy. Nie zaskoczyli mnie niczym w pierwszym meczu. Mają dobrego trenera, ale przede wszystkim są fizyczni i najtrudniejsze jest przeciwstawić się ich fizyczności. Przed play-offami graliśmy z nimi trzy razy. Raz przegraliśmy wyraźnie, dwudziestoma punktami, potem zwyciężyliśmy ich w pucharze, ale oni byli w dołku i na koniec przegraliśmy po bardzo wyrównanym meczu, gdzie obie drużyny miały problemy z kontuzjami. Oni przenoszą doświadczenia z Eurocupu na ligę i to czyni ich bardzo trudnym rywalem.

Czy zatem można ich pokonać w niepełnym składzie, z nie do końca sprawnym Garrettem Nevelsem?

Jeśli zdarzy się moment, gdy pomyślę, że nie damy rady, to będzie czas, by oddać drużynę asystentowi i zostać w pokoju. Nie mogę wyjść na mecz, myśląc że jest przegrany.

Ale to jest truizm. Grając w siedmiu są momenty, że wiesz, że przegrasz.

Nie, nie. Musisz zawsze wierzyć, że wszystko jest możliwe. W Ostrowie Wielkopolskim też mieliśmy do dyspozycji połowę drużyny. I owszem, nie możesz wygrywać w osłabieniu seriami, ale jesteś w stanie wygrywać pojedyncze mecze. Musimy zatem to dźwigać, wierzyć że Salumu i Nevels będą czuć się lepiej z każdym dniem i walczyć w każdym meczu tak, jak walczyliśmy w poszczególnych momentach pierwszego spotkania.

Mam wrażenie, że w pańskim zespole w pierwszym meczu play-off więcej z gry pokazali Polacy. Jovanović i Gordon zagrali słabiej. Amerykanin nadal nie wrócił do optymalnej dyspozycji.

Nie wydaje mi się, że Polakom chciało się bardziej niż zagranicznym graczom, to bardziej kwestia dyspozycji dnia i rywala, przeciwko któremu grasz. W przypadku wymienionych graczy problemem jest początek meczów, wymiana pierwszych ciosów.

Kto panu najbardziej imponował w serii z wrocławskich zawodników. Dziewa? Kolenda? Jeremiah Martin np. z łatwością wchodził pod kosz.

Łatwiej niż zazwyczaj. Nie chcę wymieniać poszczególnych graczy, Śląsk jest po prostu mocny jako zespół. Nie możesz pretendować do gry w Europie i zdobycia mistrzostwa Polski bez dziesięciu graczy na równym poziomie. A myślę, że Śląsk takich ma.

Chciałbym porozmawiać o reakcji na decyzje sędziowskie w końcówce meczu z Kingiem Szczecin.

Nie chcę o tym rozmawiać, by nie narazić się sędziom i lidze. Nie zgadzałem się z decyzjami sędziowskimi, pokazałem to w meczu i tyle. Nie chcemy skupiać się na przeszłości i przyszłości. Najważniejsze jest tu i teraz. „Wypić herbatę”, myśleć tylko o tym, co robimy dokładnie w tym momencie. Nie skupisz się na sobie, jeśli będziesz rozwodzić się nad przeszłością i przyszłością. Myślę, że mnie pan rozumie.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj