Hiszpanie zabawili się z Arką. Gdynianie rozgromieni w Krakowie

(Fot. Piotr Hukalo / Trojmiasto.pl / KFP)

Nie zapowiadało się na katastrofę, przynajmniej nie od początku. Arka źle weszła w mecz w Krakowie, ale po straconym golu szybko zareagowała i odrobiła straty. Z każdą minutą dystans dzielący ją od Wisły był jednak coraz wyraźniej widoczny. Ostatecznie zmaterializował się w postaci czterobramkowej różnicy. Arka poległa 1:5.

Gdyby Goku miał nieco lepiej ustawiony celownik, na przerwę schodziłby jako autor hat-tricka. I naprawdę wystarczyłaby niewielka korekta, bo Hiszpan dochodził do sytuacji i nie było tak, że – jak mawiał klasyk – kopał w pomidory. Był bardzo blisko celu. Ale trzeba też dodać, że gdynianie robili dużo, żeby zawodnik Arki mógł zapracować na miano MVP kolejki.

Zaczęło się w 5. minucie. Arka tak rozegrała rzut rożny, że dośrodkowanie wylądowało na głowie jednego z najniższych, Sebastiana Milewskiego, który był ustawiony na 18. metrze. Piłkę strącił, ale na tyle lekko, że Wisła błyskawicznie wyszła z kontratakiem. Mógł to powstrzymać Michał Bednarski, ale nie potrafił sfaulować Angela Rodado. Ten ustał i wypuścił Goku. Były gwiazdor Podbeskidzia popędził prawą stroną, uderzył w sytuacji sam na sam, ale piłkę odbił Martin Chudy. Powrót gdynian do defensywy wyglądał jednak tak, że z dobitką spokojnie zdążył Rodado. Poza interwencją Chudego, wszystko Arkowcy zrobili w tej sytuacji źle.

GOL DLA WISŁY PO RZUCIE ROŻNYM ARKI

Ale po pięciu kolejnych minutach mogło się wydawać, że Wiśle wcale nie będzie tak łatwo. Przemysław Stolc idealnie dośrodkował spod linii bocznej, a Karol Czubak głową umieścił piłkę pod poprzeczką. Był w polu karnym osamotniony, ale asysta była doskonała, nie mógł się pomylić. Niedługo później miał też okazję po prostopadłym podaniu Huberta Adamczyka, z ostrego kąta jednak nie trafił.

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o ofensywne popisy gdynian. W fazie ataku wyglądali na biednych, zwłaszcza w porównaniu z rywalami. A Wisła się napędzała i tutaj wróćmy do Goku. Z woleja pięknie uderzył w słupek, po dryblingu próbował też zaskoczyć Chudego strzałem między nogami obrońcy, miał też kilka mniej pamiętnych okazji. Wykończenie szwankowało, ale momentami się wręcz bawił. Problemów ze skutecznością nie miał Rodado. W 37. minucie Angel Baena Perez na prawej stronie ograł Olafa Kobackiego, nic nie robił sobie też z obecności Dawida Gojnego i płasko dośrodkował w pole karne. Rodado się zastawił, pilnującego go Michała Marcjanika przestawił jak juniora i położył na ziemi. A ułamek sekundy później efektownie skompletował dublet.

Wisła do przerwy grała, Arka tę grę oglądała i wynik 1:2 i tak trzeba uznać za nie najgorszy. Początek drugiej połowy też nie zwiastował katastrofy, bo gospodarze nieco odpuścili, ale kiedy znów docisnęli, Arka się rozpadła. I sposób, w jaki traciła bramki, dobitnie to podkreślał.

Bo jeżeli traci się gola bezpośrednio z rzutu rożnego, to coś jest bardzo nie tak. W 73. minucie dośrodkowywał (strzelał?) oczywiście Goku. Piłka prześlizgnęła się po czuprynie Czubaka, więc albo Hiszpan dopiął w końcu swego, albo Polak po raz drugi trafił w Krakowie. Dziesięć minut później kibice obejrzeli kolejną symboliczną akcję. Ołeksandr Azacki zablokował zagranie Rodado, ale Hiszpan grał dalej, a Ukrainiec bezradnie rozglądał się w poszukiwaniu piłki, którą stracił z radarów. W efekcie Rodado z łatwością z bliska pokonał Chudego i rozpoczął odliczanie do trzech, bo właśnie skompletował hat-trick. A sędzia mógł rozpocząć odliczanie do dziesięciu, bo Arka była na deskach.

Ale gospodarzom było mało, zwłaszcza tym, którzy weszli z ławki. Rywalizacja o skład w krakowskim zespole jest „nieco” bardziej zaciekła niż w gdyńskim. O swoje chciał więc powalczyć Dawid Olejarka. Wynik meczu ustalił w doliczonym czasie gry, pięknie trafiając z dystansu.

Symboliczne były też zmiany. Kiedy Radosław Sobolewski decydował się na roszady, zespół nie tracił na jakości. Tego samego o zmianach Wojciecha Łobodzińskiego powiedzieć nie możemy. I nie jest to wina trenera, a efekt sytuacji kadrowej, czy szerzej – sytuacji całego klubu. Wisła w Krakowie obnażyła braki Arki, nie tylko na boisku. Biała-Gwiazda po dwóch porażkach wygrzebała się na powierzchnię, żółto-niebiescy po dwóch zwycięstwach – zjechali błyskawicznie na ziemię.

Wisła Kraków – Arka Gdynia 5:1

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj