Przecież to nie miało prawa się nie udać. Wielka katastrofa Arki [POSŁUCHAJ]

(Fot. Krzysztof Mystkowski / KFP)

Dramat, kompromitacja, katastrofa. Arka Gdynia trzecią niedzielę z rzędu spędziła, oglądając, jak rywale fetują awans. Najpierw w Gdańsku na oczach żółto-niebieskich cieszyła się Lechia, później – już w Gdyni – GKS Katowice i Motor Lublin. A w Gdyni rozpacz i jedno wielkie niedowierzanie. – To jest olbrzymi dramat Arki – komentuje na naszej antenie ekspert telewizyjny i trener Marcin Kaczmarek.

Nad Arką w pierwszej lidze ciąży fatum. Mijają cztery lata od spadku, gdynianie trzykrotnie o powrót do elity walczyli w barażach. Zawsze kończyło się niepowodzeniem. Ten rok skalę dramatu jednak rozszerzył.

Kibice Arki mają prawo czuć się oszukani. Nie celowo, bo wszystkim w Gdyni zależało na powrocie do ekstraklasy. Nie tylko kibicom, ale też piłkarzom, trenerom, właścicielom. Wszystkich można wrzucić do tego worka. Mogą się czuć oszukani, bo Arka swoją grą, wynikami, przewagą w tabeli niemal obiecała, że tym razem już się uda. Musi się udać.

PRZECIEŻ ARKA MIAŁA WSZYSTKO W SWOICH RĘKACH

Przecież w marcu po meczu z Wisłą Kraków Wojciech Łobodziński mówił, że Arka ma za sobą mecze z trudnymi rywalami, że to Lechia będzie miała problemy w końcówce, bo zagra z mocnymi. Lechia z awansu cieszyła się właśnie po meczu z teoretycznie mocną Wisłą Kraków.

Przecież na cztery kolejki przed końcem sezonu miała siedem punktów przewagi nad GKS Katowice. GKS Katowice z awansu cieszył się w Gdyni.

Przecież Arka prowadziła z Motorem, który długo nic nie był w stanie zrobić. Motor z awansu cieszył się kilkadziesiąt minut później.

– To jest olbrzymi dramat Arki. Bardzo długo i konsekwentnie pracowali na to, żeby w przyszłym sezonie grać w ekstraklasie, a potem przyszła ta końcówka. Po meczu z Odrą Opole wydawało się, że złapali znowu wiatr w żagle, odbudowali się mentalnie. Dziś na początku dostali prezent od Motoru, to była bramka półsamobójcza. Druga połowa w wykonaniu Arki była słabsza, ale Olaf Kobacki, Sebastian Milewski czy Karol Czubak mieli swoje sytuacje na 2:0. Kacper Rosa utrzymywał swój zespół w grze – analizował na naszej antenie ekspert telewizyjny, a w przeszłości specjalista od awansów Marcin Kaczmarek.

POSŁUCHAJ ROZMOWY Z MARCINEM KACZMARKIEM:

– Motor trzeba pochwalić za konsekwencję w działaniach. Dobre zmiany przeprowadził trener Mateusz Stolarski i to było kluczowe. Marcel Gąsior i Mbaye Ndiaye napędzali ataki. Po meczu jesteśmy mądrzejsi i można się zastanawiać, czy w Arce z boiska nie powinien zejść Kobacki, którego łapały już skurcze. Inną decyzję podjął trener Łobodziński, on bierze za to odpowiedzialność i nie mam zamiaru go krytykować. Mogę tylko ocenić, że zmiany Motoru wprowadziły sporo dobrego – mówił Kaczmarek.

Sam Łobodziński brak zmian tłumaczył problemami kadrowymi. Mówił, że nie miał odpowiednich piłkarzy do tego, by dalej grać w systemie 1-4-3-3. Ale mógł wymienić choćby Karola Czubaka, który niemal błagał już o odpoczynek. Mógł wprowadzić Kacpra Skórę za Olafa Kobackiego, którego łapały skurcze i który niewiele już dawał. Mógł wprowadzić Huberta Adamczyka, bo Michał Borecki też nie dawał już rady. A Łobodziński wcześniej wielokrotnie podkreślał, że zmiennicy dobrze pracują, naciskają i mają pecha, bo podstawowi gracze są tak mocni i tak dobrze grają.

Końcówka sezonu w wykonaniu Arki to katastrofa z efektem kuli śnieżnej. Wszystko idzie dobrze, wszyscy wiedzą, co mają robić, wszystko działa. Ale kiedy coś zaczyna się psuć, psują się i kolejne rzeczy. Kontuzje Janusza Gola i Dawida Gojnego, brak liderów, ograniczone możliwości rotacji, nawarstwiające się zmęczenie, rosnąca presja, z którą ostatecznie nie poradził sobie też sztab. Problemy, kłopoty, błędy. Nikt tego nie zatrzymał. Zatrzymała się tylko Arka, na kolejny rok w pierwszej lidze.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj