Joao Oliveira to nowy motor napędowy Arki. Wszedł w buty Olafa Kobackiego, być może największe w gdyńskim zespole, i od początku robi dużo, by godnie zastąpić grającego dziś już w Anglii lidera zespołu. Imponuje szybkością, ale konkretów jeszcze brakuje. W meczu ze Zniczem w końcu jednak trafił do siatki. Po spotkaniu porozmawialiśmy ze skrzydłowym Arki.
Joao, gratulacje, zdobyłeś swoją pierwszą bramkę dla Arki, jakie to uczucie?
Pierwszy gol w nowym klubie zawsze dobrze smakuje, ale niestety dziś zremisowaliśmy. Z tego powodu jestem niezadowolony. Myślę, że zasłużyliśmy na zwycięstwo. Przeciwnik oddał może jeden celny strzał i zdobył bramkę. Posiadanie piłki mieliśmy chyba w okolicach 70%.
Co do tego, jak strzeliliście gola, to był przygotowany schemat? Wymieniliście zaledwie cztery podania po wznowieniu gry.
Kiedy straciliśmy bramkę, chcieliśmy od razu nacisnąć na przeciwników. Karol Czubak wygrał pojedynek, a trener mówił mi wcześniej, bym walczył o drugą piłkę. Byłem w odpowiednim miejscu i cieszę się z gola.
Mówisz, że zasłużyliście na zwycięstwo, więc czego zabrakło? Skuteczności, cierpliwości?
Wydaje mi się, że graliśmy dobrze, ale czasem może rzeczywiście brakowało nam cierpliwości w ostatniej tercji boiska. Decyzje chyba też mogły być lepsze, ale pracujemy nad tym. W pierwszej połowie mieliśmy 2-3 szanse, ja sam po bramce miałem kolejną okazję. W drugiej połowie też mieliśmy swoje akcje. Powinniśmy być spokojniejsi w polu karnym i podejmować lepsze decyzje.
Oglądając Ciebie na boisku, w oczy rzuca się twoja szybkość, jest naprawdę imponująca. Może lepiej dla Ciebie byłoby, gdybyś grał w drużynie głębiej się broniącej? Miałbyś więcej przestrzeni.
Dzisiaj zagrałem na pozycji numer 10 i w pierwszych 60 minutach czułem się tam naprawdę dobrze. Chcę grać w zespole, który walczy o najwyższe cele. Myślę, że nie byłoby to możliwe w drużynie głęboko się broniącej. Przyszedłem tutaj, by walczyć o ekstraklasę, bo w niej Arka powinna być. To duży klub, który ma wspaniałych kibiców, miasto też jest niesamowite. Jestem tutaj bardzo szczęśliwy, podoba mi się też nas sposób gry.
Czy gra na pozycji rozgrywającego była dla Ciebie czymś nowym?
Grałem już tak w młodości w FC Luzern, czasem też jako taka nietypowa, fałszywa dziewiątka. Lubię pozycję rozgrywającego, bo często jestem przy piłce i mam wpływ na mecz. Dobrze się czułem i jestem zadowolony z tego, jak zagrałem dziś na tej pozycji. Ale jestem oczywiście smutny z powodu remisu.
Jesteś jednym z piłkarzy, którzy grali i w Lechii, i w Arce. Czy myślałeś o tym przed transferem? Wiesz, jakie relacje są między kibicami derbowych rywali.
Wiedziałem, jak wielkie derby są w Trójmieście i myślałem o tym, kiedy dostałem ofertę z Arki. Ale od pierwszego dnia tutaj otrzymałem mnóstwo miłości od kibiców, trenera, prezesa. Dbają o mnie. Moja rodzina też jest szczęśliwa w Gdyni. Dobrze nam tutaj i nie chcę porównywać Gdyni z Gdańskiem. Jestem tutaj i dam z siebie wszystko. Dziękuję kibicom, że są zawsze z nami. Jestem w Gdyni, jestem Arkowcem i będę do końca walczył za ten klub.
Mówisz „Arkowiec” i „druga piłka”, jakie inne polskie słowa już poznałeś?
Zacząłem uczyć się polskiego, znam całkiem sporo słów. „Dzień dobry, dziękuję, do widzenia, tak, na piłkę, szybciej, jak tam.” Idzie mi coraz lepiej. Znam już pięć języków i chcę poznać też polski, z szacunku dla Polaków i kibiców Arki. Chciałbym w przyszłości udzielić wywiadu w języku polskim.
Rozmawiał Tymoteusz Kobiela