To już 13 lat Lechii Gdańsk na bursztynowym stadionie w Letnicy. Dokładnie 14 sierpnia 2011 roku, gdański klub przeniósł się na nowo wybudowaną arenę w Gdańsku. Trybuny wypełniły ponad 34 tysiące kibiców, w tym czołowi urzędujący i byli politycy, a także ludzie świata sportu. Piłkarsko widowisko nie porwało, skończyło się podziałem punktów po remisie 1:1.
Sklepy kibica Lechii przeżywały wtedy prawdziwe oblężenie. Po szaliki i koszulki sięgali nawet najmniej związani z klubem mieszkańcy Gdańska i okolic, chcący fachowo wyglądać podczas inauguracji Baltic Areny (taką nazwę pierwotnie przyjął obiekt wybudowany na Euro 2012). Zainteresowanie było tak duże, a doświadczenie organizatorów tak niewielkie, że dzień meczowy kompletnie sparaliżował ruch na prowadzącej do stadionu ulicy Marynarki Polskiej.
Łącznie na trybunach zasiadło 34 444 widzów, choć oczywiście mogłoby więcej, gdyby nie ograniczenia związane z bezpieczeństwem (oba kluby nie pałają do siebie sympatią). Widowisko oglądali m.in były prezydent RP Lech Wałęsa, były premier Jan Krzysztof Bielecki, oraz ówczesny, a także obecny premier RP Donald Tusk, który nie ukrywa swojej sympatii do biało-zielonych. W lożach VIP-owskich zasiadł także Dariusz Michalczewski – były mistrz świata w boksie w kategorii półciężkiej i juniorciężkiej.
MOURINHO BYŁ ZADOWOLONY
To była 3. kolejka T-Mobile Ekstraklasy. Do Gdańska przyjechała Cracovia z Saidi Ntibazonkizą, Aleksejsem Visniakovsem, Sławomirem Szeligą i Andrzejem Niedzielanem w składzie oraz Jurijem Szatałowem na ławce trenerskiej. Lechią dyrygował wówczas „Mourinho z Kaszub” czyli trener Tomasz Kafarski, a jego wybrankami byli Sebastian Małkowski w bramce oraz m.in Luka Vućko, Tomasz Dawidowski, Ivans Lukjanovs, Mateusz Machaj i Fred Benson. Ten ostatni, Holender urodzony w Ghanie, być może nie zostałby w ogóle zapamiętany w Gdańsku, gdyby nie gol, który otworzył wynik i wprawił w ekstazę dziesiątki tysięcy kibicowskich gardeł. Wyrównanie Visnjakovsa było ostatnim golem tamtego dnia, Lechia zremisowała z Cracovią 1:1, a z trybun rozległy się gwizdy niezadowolenia.
SŁODKO-GORZKI ROK
Na pomeczową konferencję prasową różowe okulary postanowił najwyraźniej ubrać trener gospodarzy, któremu widowisko przypadło do gustu. – Nasz inauguracyjny mecz na PGE Arenie Gdańsk oglądał komplet widzów, który stworzył niesamowitą atmosferę. Do pełni szczęścia zabrakło nam tylko zwycięstwa. Moim zdaniem było to bardzo dobre spotkanie, obfitujący w mnóstwo sytuacji bramkowych z obu stron. Na pewno jeden punkt zdobyty w trzech meczach nie stawia nas w najlepszej sytuacji, niemniej pierwszy remis też daje powody do satysfakcji. Mam nadzieję, że kolejne spotkania też będziemy grali przy takiej publiczności, która niebawem doczeka się wygranej. Mam tylko pewne zastrzeżenia do gry ofensywnej naszego zespołu. Nie wynikały one jednak ze słabszej postawy napastników, tylko z tego, że druga linia nie potrafiła utrzymać się dłużej przy piłce – komentował wówczas Tomasz Kafarski.
„Bursztynek” w dalszej części tego sezonu nie był twierdzą Lechii. Gospodarze, najpewniej sparaliżowani klasą i wielkością obiektu, strzelili przez cały sezon u siebie tylko dziewięć goli, będąc najgorszą drużyną w lidze pod tym względem. Taki dorobek starczył tylko na trzy domowe zwycięstwa, ale jedno z nich smakowało wybornie. W przedostatniej kolejce Lechia pokonała Legię Warszawa 1:0 po golu Jakuba Wilka, zapewniając sobie utrzymanie i jednocześnie grzebiąc szanse warszawian na kolejny tytuł mistrzowski.
CO DZISIAJ ROBIĄ?
„Mourinho z Kaszub” został dobrze zapamiętany w Gdańsku. Jego Lechia – jeszcze przed przenosinami na nowy stadion – grała widowiskowy futbol, plasując się przez długi czas w czubie tabeli. Późniejsze lata nie były dla trenera z Kościerzyny tak udane – trenował Olimpię Grudziądz, Flotę Świnoujście i Bytovię, a ostatnio prowadzone przez niego Chojniczanka, gdzie dobrze zaczął, ale został zwolniony w drugim sezonie pracy i Sandecja Nowy Sącz, spadły z 1. ligi.
Strzelec gola dla Lechii Fred Benson załapał się jeszcze na tłustsze lata kariery. Po odejściu z gdańskiego klubu strzelał sporo bramek w holenderskim PEC Zwolle, a później trafił do silnych Sherifa Tiraspol i Rapidu Bukareszt, jednak tam kariery nie zrobił. Andrzej Niedzielan zajął się biznesem, prowadził w Krakowie szkółkę piłkarską, jest też wziętym komentatorem sportowym. W piłkarskim biznesie działa też Tomasz Dawidowski, a kilka lat temu media rozpisywały się na temat losów Sebastiana Małkowskiego. Bramkarz po występach w Polsce wyjechał do Anglii do pracy, rozwoził paczki jako kurier, a w weekendy grał w zespołach tamtejszych okręgówek. Niebywale potoczyły się także sprawy Saidiego Ntibazonkizy z Cracovii. Bramkostrzelny pomocnik jeszcze w ubiegłym roku nadal grał w reprezentacji Burundi, strzelał gole w Afrykańskiej Lidze Mistrzów, został też dwa lata temu królem strzelców ligi tanzańskiej, mimo 37 lat na karku.
Do dziś mecz Lechii z Cracovią jest jednym z najwyższą widownią w historii występów biało-zielonych. Więcej ludzi zasiadło na „Bursztynku” tylko w meczach z Legią Warszawa w marcu 2017 roku (37 220), ponownie Legią w w kwietniu 2015 roku (36 500) oraz w niedawnych derbach Trójmiasta w I. lidze (36 483).
Paweł Kątnik