Bieg Papiernika. Walka w piekle

30 stopni Celsjusza w cieniu zapowiadało jedno. Biegacze startujący w Kwidzynie schodzą do piekła. Prawdziwego. Jak było ciężko obrazuje postawa Kenijczyka, który na siódmym kilometrze zszedł z trasy. 1541 zawodników dobiegło jednak do mety. Wśród nich i ja. Czwarta edycja Biegu Papiernika, który znalazł się w cyklu Pomorze Biega, organizowanego przez Radio Gdańsk zapowiadała się atrakcyjnie. Rekordowa liczba zgłoszonych biegaczy, ponad dwa tysiące. Liczne nagrody losowane wśród startujących, a po biegu piknik, koncerty i fajerwerki. To wszystko zrobiło wrażenie na większości uczestników. Impreza była przygotowana wzorowo. Brawo dla IP Kwidzyn. Jednak to, co było dla organizatorów sojusznikiem, piękna pogoda, pozostanie też w pamięci biegaczy jako coś niemiłego. Upał. 30 stopni Celsjusza w cieniu…
…pewnie około 40 w słońcu,
oznacza, że zmagaliśmy się na 10 kilometrowej trasie nie tylko z odległością, ale także różnymi rodzajami słabości. A wszystko oczywiście za sprawą słońca. Bieg ukończyłem z czasem prawie pięć minut gorszym, niż tydzień wcześniej w Gdyni, kiedy to cieszyłem się życiowego rekordu. Nigdy jeszcze nie trasie nie wypiłem i nie wylałem na siebie tyle wody. Spalone słońcem ręce, nogi i kark czuję do dzisiaj. Sam nie wiem, ile razy podczas biegu próbowałem oszukać lewą półkulę mózgu, która przekazywała jeden komunikat: „Daj spokój. I tak nie pobijesz rekordu. Po co się męczyć. Lepiej położyć się na trawie i poopalać”. I tak przez około osiem kilometrów. Na dziewiątym nie pomagała już nawet moja ulubiona muzyka do biegania. Wyciągnąłem słuchawki, aby słyszeć kibiców, którzy w rewelacyjny sposób dopingowali biegaczy. Ten ostatni kilometr przed metą był, mimo zmęczenia, super.
Doping pozwolił mi przyspieszyć…
…i minąć kilka osób. Byłem wykończony. Przez kilka minut odzyskiwałem siły. Już na mecie dowiedziałem się, że na siódmym kilometrze z trasy zszedł Kenijczyk. Dlaczego? Żartowaliśmy w grupie, że pewnie było dla niego za zimno. A może pogoda go jednak zaskoczyła i nie spodziewał się takiego słońca? A może po prostu wiedział, że nie wygra? Przeliczył się. Nie wiem. Wiem za to, że podczas tego biegu przekonałem się o jednym – jestem w stanie pokonywać swoje kolejne słabości. Jeszcze jakiś czas temu, gdyby ktoś powiedział mi, że przebiegnę 10 kilometrów w takim upale, stwierdziłbym, że zwariował. Kiedy w ubiegłym roku na wakacjach byliśmy w Hiszpanii, nawet wieczorem, po zachodzie słońca nie miałem ochoty biegać. Wolałem usiąść ze szklaneczką zimnej sangrii i delektować się lenistwem. A teraz, proszę…
Bieganie hartuje
Zaraz po przekroczeniu mety byłem z siebie zadowolony. Teraz, kilkadziesiąt godzin po biegu zastanawiam się, czy nie mogłem dać z siebie więcej. Powalczyć. Od jednego z kolegów, który podczas biegu w niektórych momentach szedł, bo brakowało mocy, usłyszałem, że kilka dni musi od biegania odpocząć. Ja owszem, czuję się obolały, słońce swoje zrobiło, ale najchętniej poszedłbym pobiegać. I gdyby nie to, że postanowiłem zawsze dać organizmowi po takim wysiłku odpocząć, minimum jeden dzień, to już bym biegał. Wiem jednak, że warto dać się zregenerować organizmowi, aby biegać dłużej i bez kontuzji. Kiedyś usłyszałem od sportowca, który przechodził na emeryturę zdanie, które utkwiło mi w pamięci i chyba zawsze będzie już towarzyszyło: Żonę, rodzinę oszukasz, ale organizmu nie. Tak więc postanowiłem: żony i organizmu nie oszukuję. A po Biegu Papiernika czuję satysfakcję z odrobiną goryczy.

Marcin Dybuk

Ps. Po powrocie do domu od Aldony otrzymałem prezent. Patrz zdjęcie. Usłyszałem, że pewnie jeszcze nie raz wrócę do piekła i wtedy może mi się to przydać. Ma rację. Podwójną. Przyda się, a i jeszcze nie raz w takich warunkach pogodowych pobiegnę :).

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj