Piekło? Blisko, ale jeszcze nie teraz!

Bieg Westerplatte to pierwszy mój bieg po kontuzji. To także liczne spotkania ze znajomymi. Wspólna rywalizacja z żoną, a co za tym idzie kilka trudnych momentów. Bo nie jest fajnie zbierać gorzkie słowa od Aldony już na trzecim kilometrze. To także radość i zmęczenie na mecie oraz jeszcze większa satysfakcja kilkadziesiąt minut po zakończeniu. To miał być test kolana po trzymiesięcznej przerwie. Debiut ramię w ramię z Aldoną i jej, przy mojej pomocy, próba zejścia na 10 km poniżej godziny. Kolano wytrzymało, choć pobolewało. Ale tak jeszcze będzie przez pewien czas. Wspólny bieg był, jednak nie wszystko wyszło tak jak chciałem. I nie tylko o czas na mecie chodzi, choć ten ostatecznie okazał się dobry. Ale po kolei… Już piątek przed imprezą zapowiadało się, że lekko nie będzie. Ból gardła, łamanie w kościach sprawiały, że przez głowę przemykała myśl: A może odpuścić. I tak ostatnio nie biegałeś… Za chwilę jednak przychodziło opamiętanie: Przecież na ten bieg, wspólnie z Aldoną czekasz już bardzo długo. Gorączki nie masz, to dasz radę. I tak też się stało. Zanim jednak wystartowaliśmy na Westerplatte spotkaliśmy wielu znajomych, których nie widzieliśmy często właśnie od czerwca. Sympatycznie było przywitać się, wymienić kilka miłych słów i życzyć sobie powodzenia. To jedna z zalet biegania. Poznajesz wielu świetnych ludzi. Był też czas na „rodzinne” zdjęcia. A to tych co pomagają chorej Lence. Biegłem w takowej koszulce. A to Akademii Biegania i Pomorze Biega, akcji Radia Gdańsk. Była czas na rozmowy z kolegami dziennikarzami, których do biegania namówić się dać nie chcą, ale relacjonują poszczególne imprezy na Pomorzu. Zamieszanie było spore, przez co nie znajdziecie nas na żadnym rodzinnym zdjęciu. A szkoda.

Za to na pewno wystartowaliśmy. Pierwsze trzy kilometry biegliśmy w tempie 5:55 na kilometr. Tak więc dobrze. Niestety, właśnie wtedy usłyszałem od Aldony kilka gorzkich słów. Ogólnie chodziło o to, że woli biegać sama, że zwariowałem próbując poprowadzić ją poniżej godziny i takie tam. A, że wbrew temu co myślała Aldona nie miałem ciśnienia, aby pobiegła np. 59:59 tak więc zwolniliśmy. I w tempie 6:08 biegliśmy aż do ósmego kilometra, czyli mostu na ul. Siennickiej. Tam nastąpił największy kryzys. Kolka, ból pod żebrami i kilkuminutowy postój. Rozciąganie i spacer przez kilkaset metrów. Aldona nie mogła biec. O zejściu poniżej godziny mogliśmy ostatecznie zapomnieć. Na metę, trzymając się za ręce, wbiegliśmy z czasem 63 minuty 43 sekundy. Dopiero kilka chwil później okazało się, że Aldona poprawiła czas z Biegu Świętojańskiego w Gdyni kiedy debiutowała na 10 km o prawie cztery minuty. I tutaj usłyszałem od niej: I Ty chciałeś, abym pobiegła o osiem minut szybciej niż w czerwcu nie przygotowując się do Westerplatte zbyt solidnie. Zwariowałeś! Nie zwariowałem, tylko się pomyliłem, bo byłem przekonany, że Aldona w Gdyni biegła właśnie 63 minuty. Efekt końcowy jest jednak taki, że poprawiła czas. I super. Oczywiście trudne słowa nie były ostatnimi. Aldonka była bardzo zadowolona i mi podziękowała za wspólną walkę, wsparcie i cierpliwość 🙂

Kolejna dobra wiadomość to taka, że Krzysztof Piekło, kolega z Radia Gdańsk nie uporał się z czasem 47:17. Choć dziś może zaprzeczać, że w ogóle o tym myślał, ale ja mam dowód. Sms, które dostałem w sobotę potwierdzają, że chciał tego dokonać. Do mojego rekordu zabrakło mu ponad minutę. Tak więc jeszcze chwilę, pewnie do listopada, będę rekordzistą w Radiu Gdańsk w biegu na 10 km.

Tego dnia spełniło się moje marzenie. Przebiec z Aldonką ramię w ramię Bieg Westerplatte. Przed rokiem ja debiutowałem w 50 edycji imprezy. Teraz przebiegliśmy razem. Czasami cenę za marzenia trzeba zapłacić wysoką. Kolejną, przynajmniej dwutygodniową przerwą od biegania. Pisząc te słowa leżę z gorączką w łóżku. Lekarz przepisał mi antybiotyk na ostre zapalenie gardła, które najprawdopodobniej już następnego dnia będzie anginą. Zawsze tak mam. Ale cóż, gdybym nie pobiegł z nią teraz musiałbym czekać do przyszłego roku. A to jakoś długo mi się wydawało. Tak więc zaryzykowałem, a teraz płacę tego cenę.

Marcin Dybuk

Ps. TUTAJ znajdziecie świetną relację z Biegu Westerplatte Aldony. To także odpowiedź na to co ja piszę. Niesamowite, że pisaliśmy to w tym samym czasie, nie wiedząc o tym 🙂

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj