Uśmiechem można ludzi zarażać. Nie tylko dzisiaj, w Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień. Każdego dnia. Warunek? Musisz tego chcieć. Tak więc do dzieła! Przekonasz się, że to nie boli. Idziesz pobiegać. Koniecznie pamiętaj, że dziś dzień życzliwości i pozdrowień. Mijając na trasie innych biegaczy – łapka w górę. Pozdrów, uśmiechnij się. Nawet, jeśli ktoś tego nie odwzajemni, może chociaż zastanowi się i następnym razem poprawnie zareaguje na Twój gest. Niestety, im więcej nas biega, tym gorzej sytuacja wygląda. Kiedyś wystarczyło pozdrowić biegacza machając do niego ręką tuż przednim. Najczęściej, kiedy czekałeś długo, on zrobił to pierwszy. Dziś czasami jest tak, że trzeba machać dużo wcześniej, a i tak osoba mijająca patrzy na Ciebie jak na wariata.
Tak, jestem wariatem
i nie będę przestawał uśmiechać się i pozdrawiać. Poranny trening za nami? Czas pójść do sklepu po pieczywo. Kilka minut po godzinie szóstej. Wchodzisz do piekarni i witasz się z uśmiechem na ustach: Dzień dobry! W odpowiedzi… cisza. Hmmm, zastanawiasz się. Zaspani, pewnie nie słyszą. Kupujesz chleb. Dobrego dnia życzę wszystkim – mówisz na wychodne. W najlepszym przypadku, jedna z kilku osób odpowie. Dlaczego? – pytam. Czy to, aż tak boli? Powitać, uśmiechnąć się, pozytywnie zareagować. No dobra.
Nie ma co biadolić
Wracam do domu ze świeżym pieczywem. Zatrzymuję się przed przejściem. Sznur samochodów. Jeden, drugi… dziesiąty. Wreszcie ktoś się zatrzymał. Uśmiech w ruch, łapka w górę. Dziękuję i przechodzę. Przyznaję, niekiedy już mocno wkurzony. Bo wydaje mi się, że nie jest trudno zahamować i przepuścić pieszego. Mylę się? Jeśli tak, to jestem niepoprawnym optymistą. Wchodzę do domu. Pies wita mnie merdając ogonem. Ile życzliwości! W kuchni zaczynam robić kanapki. Dzieci budzą się i
wyłaniają niczym duchy z pokoi
Dzień dobry! – i nic. Tak, tak zdarza się, że bardziej od przywitania się z tatą myślą o tym, co to za łobuz śmiał ich obudzić. Przecież dopiero 6.45! Po kilku minutach na szczęście ten stan mija. Warunek – nie wychodzimy w pośpiechu. Inaczej bywa nerwowo. Ręka w górę, kto nie zna takich przypadków z własnego podwórka. Nie widzę! Tak też myślałem. Wsiadamy do samochodu. Razem z nami jadą synowie znajomych. Wozimy dzieci na zmianę. Dzięki temu nie ma pustych przebiegów, to znaczy foteli. Podobno bardziej ekologicznie. Na drodze zaczyna się
festiwal życzliwości inaczej
Po pierwsze wyjechać z drogi podporządkowanej na główną. Najbardziej bawią mnie kierowcy, zarówno w spodniach i w spódnicach, którzy udają, że nie widzą naszego auta. Później do grona „kulturalnych” dochodzą tacy, co zmieniają pas prawie w ostatnim momencie, a czasami nawet bez kierunkowskazu. Jakby tego było mało, chwilę później udają, że nie widzą kierowcy, który chce zmienić pas przed nimi sygnalizując to wystarczająco szybko i w przeciwieństwie do niego używając sygnałów świetlnych. Szybko zapominają, jak wół cielęciem był. Choć może w tym przypadku bardziej pasuje określenie osioł. Oj, przepraszam. Dziś dzień życzliwości. W sumie, to jestem życzliwy używając takiego określenia. Nieprawdaż? Do grona kierowców, którzy potrafią podnieść ciśnienie
zaliczam jeszcze takich, co malują usta,
paznokcie…, trąbiących, wymachujących pięściami, rozmawiających przez komórkę na skrzyżowaniu pełnym samochodów.
Jestem w pracy. Tutaj na szczęście ludzie są dla siebie życzliwi. W końcu się znamy. Z jednymi dłużej, z innymi krócej, ale jednak.
Powrót do domu. Idę „na tramwaj”. O zgrozo! Dziesiątki ludzi i to posępnych. Często ze słuchawkami w uszach. Muzyka huczy. Że ludziska nie ogłuchną! Jeśli to jeszcze moje klimaty to pół biedy. Najczęściej jednak nie. Druga smutna rzecz. Plecaki na plecach. Czy naprawdę tak trudno go zdjąć i postawić przy nogach, potrzymać w łapce,
zamiast obijać innych ludzi.
Oczywiście mile byłoby wysiadając powiedzieć: przepraszam i z uśmiechem powędrować do drzwi. O ustąpieniu miejsca osobie starszej już nie wspomnę.
Co jeszcze? Pewnie znalazłoby się sporo. Od Jolanty Koczurowskiej, szefowej Monaru, kobiety o niezwykłej życzliwości usłyszałem przed wielu laty jedno zdanie, które wyryło mi się w pamięci. Podczas szkolenia przekonywała uczestników, że dzięki uśmiechowi można sprawić, że świat będzie lepszy. Mało tego,
można z tego czerpać korzyści.
Przykład. Wchodzisz od osiedlowego sklepu. Ekspedientka po całym dniu pracy jest wykończona. Myślami daleko stąd. Uśmiechasz się do niej. Jesteś miły. Czasami zagaisz. Efekt? Po kilku takich spotkaniach kobieta zapamięta Ciebie jako człowieka życzliwego, a jak będziesz chciał kupić np. pomidory to na pewno poradzi, które są lepsze, a które leżą już zbyt długo. Wiem co piszę, bo doświadczam tego na własnej skórze.
I na sam już koniec. Nie zapominajmy, że dziś Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień, i to jest dobry moment, aby
ćwiczyć pozdrawianie innych.
Dziś ćwiczymy i niech tak nam zostanie na wszystkie dni. A, że czasami mamy wszystkiego dość i trudno znaleźć w sobie odrobinę życzliwości? To normalne. Ale wyobraźcie sobie taką sytuację. Idziecie zmęczeni, może nawet wkurzeni do domu z pracy. Nic Wam się nie chcę, a tu nagle z klatki wychodzi sympatyczna sąsiadka/sympatyczny sąsiad, który wita Was z uśmiechem na ustach i życzy dobrego wieczoru. Wchodzicie do domu, a tam radosne dzieci, które przytulają się do Was. Tak robią te młodsze. Starsze, czytaj nastolatkowie, w najlepszym przypadku podadzą rękę. Czy nie od razu czujecie się lepiej? Ja tak, czego i Wam życzę nie tylko dzisiaj, ale 365 dni w roku.
Marcin Dybuk