Ciąg dalszy afery w słupskim PCK. Dwie kolejne osoby tracą tam prace, a kontrola wykazała niespotykany wręcz bałagan w dokumentacji. Radio Gdańsk jako pierwsze ujawniło trzy tygodnie temu malwersacje finansowe w podległym PCK Domu Interwencji Kryzysowej. Wypowiedzenie złożyła już główna księgowa, z końcem kwietnia stanowisko straci również dyrektor PCK w Słupsku Janina Dzioba. To ona zatrudniła na stanowisku kierownika Domu Interwencji Kryzysowej swoją córkę.
Ta z kolei zatrudniła swojego konkubenta Adama K., który był w placówce szarą eminencją. Chwalił się, że „wyciąga z PCK trzy razy więcej, niż oficjalnie zarabia”, czyli około sześciu tysięcy złotych miesięcznie. Policja podejrzewa, że po prostu okradano podopiecznych placówki.
W dokumentacji finansowej PCK jest taki bałagan, że komisji rewizyjna nie była w stanie właściwie niczego ustalić, przyznaje prezes PCK w Słupsku Janusz Grocholewski. W kasie instytucji znaleziono ponad siedem tysięcy złotych, ale nie wiadomo do kogo pieniądze należą.
Śledztwo jest wciąż prowadzone w sprawie i dotyczy malwersacji finansowych, fałszowania dokumentów i okradania podopiecznych. Nikomu narazie nie postawiono zarzutów.