Litewskie dzieci nie wróciły do domu po wakacjach u polskich rodzin. Wyjechały na zaproszenie fundacji Serce Dzieciom – alarmują litewskie media. Tamtejsza prokuratura prowadzi śledztwo, podejrzewając proceder nielegalnych adopcji. Fundacja Serce Dzieciom twierdzi, że młodzi Litwini polskiego pochodzenia zostali w naszym kraju za notarialną zgodą swoich rodziców, a cała sprawa ma podtekst polityczny.
W Wilnie wybuchł skandal, a przedstawicielka miejskiego samorządu Lina Juškevičiene oświadczyła, że Polacy nie pozwalają na spotkanie dzieci z rodzicami, ani na rozmowy telefoniczne. Prezes fundacji Sylwia Karłowska zaprzecza tym insynuacjom i w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk Piotrem Mirowiczem opowiada historię działalności fundacji. Dzieci z Litwy przyjeżdżały do Polski na zaproszenie polskich rodzin. Do fundacji zgłaszali się ludzie, którzy chcieli z dobrego serca zaopiekować się w czasie wakacji czy w święta dziećmi, które na Litwie żyją w często dramatycznych warunkach – mówi Karłowska. Przed przyjazdem dzieci do Polski, sprawdzałam te rodziny – tłumaczy. Odwiedzałam ich domy, a także pytałam proboszczów w parafii o zdanie na ich temat. Przez 10 lat działalności fundacji do Polski przyjechało ponad 700 dzieci – dodaje pani prezes. Na dowód, przedstawia listę nazwisk osób, które przyjmowały pod swój dach litewskie dzieci.
Na przyjazd dzieci Fundacja Serce Dzieciom ma pozwolenie litewskiego ministerstwa edukacji. Sylwia Karłowska została przez resort odznaczona w 2005 roku srebrną odznaką „Zasłużony dla Litwy”, za wieloletnią, stałą i wydajną pomoc litewskim sierocińcom. Każdego roku podziękowania przesyła jej także litewski Sejm.
Na początku mieliśmy pewne obawy – mówi Dorota, która od pięciu lat opiekuje się 18-letnią Lubą. Dziewczyna przyjeżdżała do nas kilkukrotnie. Najpierw na dwutygodniowe wakacje, później odwiedzała nas także w czasie świąt. W końcu wspólnie podjęliśmy decyzję, że dobrze by było gdyby Luba mogła uczyć się i wychowywać w lepszych warunkach – tłumaczy pani Dorota. Luba przed przyjazdem do Polski mieszkała w internacie, który tak naprawdę jest sierocińcem – mówi opiekunka nastolatki. Matka biologiczna musiała wyrazić chęć i zgodę na to, żeby dziewczyna przyjechała i uczyła się w Polsce. U notariusza podpisała zgodę na pobyt Luby w polskiej rodzinie. Chcemy jej tylko pomóc. Zależy nam na tym, żeby dziewczyna dorastała w godnych warunkach i żeby niczego jej nie brakowało. Nie jesteśmy jej rodzicami, nie adoptowaliśmy jej, po prostu się nią opiekujemy i dajemy jej wszystko czego potrzebuje, a czego na Litwie nie miała – dodaje opiekunka Luby. Dziewczyna kontaktuje się ze swoją biologiczna matką, dzwoni i pisze także do swoich braci. Nie rozumiem skąd zarzuty, że ktoś mógłby zabronić jej kontaktu z rodziną – zastanawia się pani Dorota. Z zarzutami o utrudniony kontakt rodziców ze swoimi dziećmi nie zgadza się także Sylwia Karłowska.
Prezes fundacji w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk przyznała, że w sądzie rodzinnym w Chojnicach toczył się proces o powrót dwójki dzieci na Litwę. Matka dzieci, pytana przed polskim sądem o powody wniosku powiedziała że skłoniła ją do tego litewska opieka społeczna – mówi Karłowska. Sama matka twierdziła, że chce by jej dzieci zostały w Polsce. Sprawa w pierwszej instancji zakończyła się oddaleniem pozwu o powrót dzieci na Litwę.
Zamieszanie wokół pobytu litewskich dzieci w Polsce to sprawa polityczna – ocenia Sylwia Karłowska. Dzieci nie zostały nikomu odebrane. Rodzice zgodzili się na ich edukację w Polsce. Są tymczasowo zameldowane w naszym kraju, niczego im nie brakuje, posługują się litewskimi paszportami, noszą swoje nazwiska. Chodzą do szkoły i są objęte ubezpieczeniem – tłumaczy Karłowska. Robimy to w ramach wolontariatu. Nikt za to nie otrzymuje pieniędzy – zapewnia prezes fundacji. Naszą rolą jest pomoc dzieciom, które żyją w trudnych warunkach. I – jak dodaje – wątpliwości władz litewskich wobec opieki nad dziećmi w Polsce pojawiły się 2 lata temu, po pogorszeniu stosunków polsko-litewskich.