{jb_iconic_tick}A jak Akwen {/jb_iconic_tick}czyli klub przekazany Solidarności na siedzibę. Mieści się przy ul. Wały Piastowskie w Gdańsku. To w tym budynku znajdował się gabinet Lecha Wałęsy po tym jak ten powrócił na fotel przewodniczącego związku. W czasach PRL w gmachu mieściły się także biura firm związanych z przemysłem stoczniowym. Na parterze ulokowano stołówkę oraz klub Akwen – stąd właśnie nieoficjalna nazwa całego obiektu.
Co ciekawe, po przejęciu budynku członkowie Solidarności odkryli, że miejsce to pełniło w przeszłości ważną rolę dla Służby Bezpieczeństwa. Była tam duża centrala telefoniczna i inne urządzenia służące do podsłuchiwania rozmów w pobliskiej stoczni.
{jb_iconic_tick}F jak fotografie z Lechem Wałęsą{/jb_iconic_tick}Solidarność przed wyborami 1989 roku musiała konkurować z rozbudowanym, i wbrew pozorom dobrze działającym, aparatem partyjnym PZPR. Partia rządząca miała do dyspozycji radio, telewizję, gazety.
Solidarność miała jedynie tworzącą się Gazetę Wyborczą. Trzeba więc było szukać niekonwencjonalnych sposobów na przekonanie do siebie wyborców.
Jednym z takich sposobów było wykonanie przez kandydatów Solidarności zdjęcia z Lechem Wałęsą.
W dziesiątkach książek i artykułów prasowych pojawia się informacja, że spośród osób, które „wybierały się” do Senatu jedyną osobą, która takiej fotografii nie wykonała był Piotr Baumgart z Piły.
I co ciekawe, to jedynie Baumgart nie dostał się do izby wyższej z listy Solidarności. Wielu historyków uważa, że to właśnie przez brak zdjęcia z Wałęsą Baumgart poniósł porażkę. Nowe światło na tę sprawę rzuca jednak Bogdan Lis. Jak twierdzi, również on nie miał takiej fotografii.
– Uznałem, że to nie ma żadnego sensu. Ludzie mnie znali, wiedzieli co robiłem i promowanie siebie przez osobę przewodniczącego moim zdaniem oznaczałoby, że nieco dezawuuję swoje dokonania, przekonuje Lis.
{jb_iconic_tick}G jak Gazeta Wyborcza{/jb_iconic_tick} czyli okazjonalny druk, który z biegiem czasu dał podwaliny pod wielki koncern medialny. Antoni Pawlak wspomina, że początku jej tworzenia tylko 2 lub 3 osoby miały pojęcie o tym, jak przygotowuje się gazetę codzienną.
-Wydawnictwo było też bardzo małe w porównaniu do tego, co dzisiaj możemy kupić w kioskach. Miała jedynie 8 stron, a pracowało nad nią 20 osób siedzących w redakcji od rana do nocy, mówi ówczesny dziennikarz GW.
–Tak naprawdę to było jedno wielkie uczenie się na błędach. Normalni fachowcy pracowaliby trzy razy krócej. No ale my musieliśmy uczyć się wszystkiego niemalże od podstaw. Wszystko wtedy stanowiło dla nas nowość, tłumaczy Pawlak.
Obecny rzecznik prezydenta Gdańska wspomina wiele ciekawych anegdot związanych z redakcją, która mieściła się w dawnym żłobku. Jednym z najważniejszych jej punktów była… piaskownica przed budynkiem. Dziennikarze odbywali tam wiele rozmów w obawie przed podsłuchami. Innym ważnym miejscem była stołówka.
–Pamiętam jedną rozmowę ze stołówki. Siedzieliśmy przy stole i przerzucaliśmy się informacjami na temat tego, kto i gdzie siedział w stanie wojennym. I nagle jedna koleżanka mówi: „ciekawe, czy jest jakaś redakcja na świecie, w której tyle osób siedziało w więzieniach?”. Na to Krzysztof Leski odpowiedział: „tak, w Chile”, śmieje się Pawlak.
{jb_iconic_tick}K jak Komitet Obywatelski{/jb_iconic_tick} Początkowo nosił on nazwę Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Organizację zawiązano w grudniu 1988 roku, a więc kilka miesięcy przed obradami okrągłego stołu.
Gdy zakończono obrady komitet został zalegalizowany i przekształcił się w ogólnopolski ruch, który domagał się wprowadzenia zmian ustrojowych w Polsce. Medium Komitetu stała się Gazeta Wyborcza oraz reaktywowany w czerwcu Tygodnik Solidarność. Jego redakcją kierował Tadeusz Mazowiecki.
{jb_iconic_tick}L jak lista krajowa{/jb_iconic_tick}Była to lista kandydatów na posłów, która miała zagwarantować najważniejszym osobom związanym z PZPR miejsce w Sejmie kontraktowym. Miała ona ułatwić im wejście do parlamentu, w przypadku niewybrania ich w konkretnych okręgach wyborczych.
Prawo zgłoszenia kandydatów do listy krajowej mieli jedynie przedstawiciele Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, Stronnictwa Demokratycznego, Stowarzyszenia PAX, Unii Chrześcijańsko-Społecznej, Polskiego Związku Katolicko-Społecznego oraz Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego.
Lista krajowa poniosła niemal całkowitą klęskę. Spośród 50 kandydatów wybrano jedynie 2, co dodatkowo skompromitowało władze PRL.
{jb_iconic_tick}S jak Szczepkowska{/jb_iconic_tick} –Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku, skończył się w Polsce komunizm – te słowa znają chyba wszyscy. Joanna Szczepkowska wypowiedziała te słowa w Dzienniku Telewizyjnym kilka miesięcy po wyborach – 28 października. Mimo to stały się one symbolem zmian zapoczątkowanych przez obrady Okrągłego Stołu.
Jak wspomina Bogdan Lis, znajomy Szczepkowskiej, aktorka nie zaplanowała wcześniej tego wystąpienia. – Tak czasami jest, że działanie pod wpływem chwili zapada na długo w pamięć. No i te słowa z całą pewnością pamiętane będą jeszcze przez wiele, wiele lat, mówi Lis.
Jeśli jesteśmy przy literze „S” zatrzymajmy się jeszcze na moment przy nazwisku Stokłosa. Wspominaliśmy wcześniej o Piotrze Baumgarcie. To właśnie z Henrykiem Stokłosą Baumgart przegrał wybory do Senatu. Warto jednak zwrócić uwagę, że Stokłosa był kandydatem nieprzeciętnym.
Jako pierwszy w Polsce zorganizował kampanię wyborczą, w której były obecne elementu profesjonalnego marketingu politycznego.
Stokłosa m.in. zapraszał wyborców na wycieczki do swojej fabryki. Każdy, kto odwiedził jego zakład, otrzymywał upominek. Zwieńczeniem kampanii był wielki festyn na stadionie. Pojawiło się na nim kilkadziesiąt tysięcy osób. Główną atrakcją była loteria, w której można było wygrać traktor i dziesiątki innych nagród. Dla każdego przygotowano kiełbaskę i piwo. Stokłosa przemawiał krótko, tylko kilkadziesiąt sekund, ale gdy już zabrał głos tłum na stadionie szalał.
{jb_iconic_tick}W jak wynik wyborów{/jb_iconic_tick} Wybory poprzedziły kilkutygodniowe przygotowania. Członkowie komitetu drukowali ulotki i plakaty, robili słynne zdjęcia z Wałęsą, wydawali Gazetę Wyborczą, organizowali spotkania, ale i tak nie mieli pewności, czy wynik będzie zgodny z oczekiwaniami.
Jak wspomina ówczesny członek Solidarności Piotr Jagielski, wyborcy nie mieli pojęcia na czym polegają wolne wybory. Wszak poprzednie odbyły się jeszcze przed wojną. – Agitację prowadziliśmy nawet w dniu wyborów. Rozmawialiśmy z ludźmi idącymi do urn. Pytaliśmy, czy wiedzą, na czym polegają wybory, czy znają naszych kandydatów, czy wiedzą o co toczy się stawka. Niezwykle ważne było, aby wytłumaczyć wyborcom wszystkie zawiłości, wspomina Jagielski.
Dziś oczywiście takie działanie byłoby zakłóceniem ciszy wyborczej. Wtedy jednak ten przepis nie istniał.