Gdy doszło do katastrofy kolejowej, w Hiszpanii był ksiądz Piotr Tartas z gdyńskiej Parafii Św. Andrzeja Boboli. Duchowny uczestniczył w pielgrzymce do Santiago de Compostella, gdzie, jak tysiące innych wiernych, miał uczestniczyć w uroczystościach ku czci świętego Jakuba.
– O godzinie 18 była msza, potem na placu miały być uroczystości, pokaz sztucznych ogni, jakaś parada. Czekaliśmy na placu dwie godziny. Około godziny 22 wyszedł ktoś do mikrofonu i w języku hiszpańskim podał komunikat. Ludzie zaczęli opuszczać plac. Trochę się przestraszyliśmy, bo nikt nie znał przyczyny. Dopiero kobieta przetłumaczyła nam co tak naprawdę się stało – relacjonuje duchowny.
Jak przyznaje, wszystko przebiegło bardzo spokojnie, obyło się bez paniki, ludzie zwyczajnie się rozeszli.
– Potem, kiedy szliśmy, ludzie zatrzymywali się przy ulicznych barach i patrzyli w ekrany telewizyjne. Po twarzach ludzi było widać, że modlitwa jest obecna – powiedział ks. Tartas.
Wszystkie uroczystości związane ze świętem św. Jakuba zostały odwołane.
Według najnowszych informacji, w wyniku wykolejenia się pociągu pod Santiago de Compostella, zginęło 78 osób a ponad 140 zostało rannych. Pociąg jechał z Madrytu do El Ferrol, według hiszpańskiej prasy, przyczyną tragedii była nadmierna prędkość.