Nie ma pieniędzy na wyprawkę szkolną, są problemy z przyjęciem do lekarza – tak wygląda dziś rzeczywistość pracowników Stoczni Gdańsk. Półtora tysiąca osób od wielu miesięcy dostaje wypłaty w ratach. W sierpniu pełne wynagrodzenia dostało trzydzieści procent załogi. Reszta – po 1200 złotych. Kolejną transzę zarząd obiecał im dzisiaj. Nie do wszystkich pieniądze jeszcze dotarły – mówi Karol Guzikiewicz ze stoczniowej Solidarności. Zaznacza, że ludzie nie mają za co kupić przyborów szkolnych i książek dzieciom.
Poza tym są problemy ze składkami zdrowotnymi. Wielokrotnie system eWUŚ nie wykazywał u lekarza pierwszego kontaktu, że pracownik lub jego dziecko są ubezpieczeni. Stoczniowcy musieli pisać oświadczenia, że zakład płaci składkę. Stocznia zalega też ze składkami ubezpieczenia grupowego.
Władze przedsiębiorstwa nie ukrywają, że mają problemy finansowe. Coraz częściej słyszy się też głosy, że dalsza zwłoka i brak porozumienia z mniejszościowym udziałowcem – Agencją Rozwoju Przemysłu – może doprowadzić stocznię do upadku. ARP nie chce już dofinansowywać gdańskiego zakładu, w takiej kwocie, jaką potrzebuje ukraiński właściciel.
W połowie września stoczniowcy z Pomorza wybierają się na strajk do Warszawy. Będą manifestować między innymi przed Ministerstwem Skarbu Państwa. Tymczasem Pomorski Urząd Marszałkowski i Wojewódzki Urząd Pracy zapewniają, że w razie bankructwa stoczni, nie zostawią pracowników bez pomocy.