Była pogodną staruszką, teraz wymaga stałej opieki. „Winę ponosi szpital”

odpowiedź dyrektora

Jeszcze niedawno była sprawną, starszą panią. Teraz nie ma z nią żadnego kontaktu i wymaga całodobowej opieki. Rodzina 91-letniej Anny Trymbulak z Gdańska, oskarża o zaniedbanie personel Zakładu Opiekuńczo Leczniczego przy dawnym Pomorskim Centrum Traumatologii, obecnie szpitalu. Kobieta trafiła do ZOL-u w połowie lipca. Jak mówią wnuczka Ewa Miszewska i córka Jadwiga Pecyna, starsza pani czuła się dobrze, była w stanie sama się poruszać, często samodzielnie jadła, dbała o siebie. Wszystko jednak zmieniło się w ciągu pierwszego miesiąca pobytu pani Anny w zakładzie.

– Odwiedziłam babcię 15 sierpnia. Próbowałam ją podciągnąć na łóżku, aby zjadła jogurt. Wtedy jednak zaczęła krzyczeć, że bardzo boli ją noga, powiedziała Miszewska. Wnuczka zawołała pielęgniarkę, a ta wyjaśniła, że kobieta dzień wcześniej spadła z łóżka.

– Zapytałam, czy może babcia nie ma złamanej nogi, ale pielęgniarka powiedziała, że panikuję i że na pewno z nogą jest wszystko w porządku, bo nie ma opuchlizny. Okazało się też, że po wypadku babcią nie zajmował się lekarz, tłumaczy Miszewska.

Jak dodaje córka pani Anny, dopiero po usilnych prośbach kobietę zbadał lekarz i nakazał wykonanie badania RTG. Wtedy okazało się, że starsza pani ma złamaną kość udową. Jadwiga Pecyna wskazuje, że jej mama otrzymała pomoc ortopedy dopiero 40 godzin po wypadku, a zoperowana została dopiero 3 dni po tym jak spadła z łóżka.

– Przez bardzo długi czas leżała z wielkim bólem, pozostawiona sama sobie. A co by się stało, jeśli nikt nie odwiedziłby mamy przez kolejne 3-4 dni? Tyle czasu zostałaby bez pomocy? Strach pomyśleć co by się wtedy stało, podczas gdy już po dwóch dniach cierpienia kontakt z mamą urwał się całkowicie, powiedziała Jadwiga Pecyna.

Kobieta wyjaśnia, że od czasu operacji mama zmieniła się nie do poznania. Zamiast pogodnej i uśmiechniętej staruszki, jest osobą, która wymaga całodobowej opieki i z którą nie ma żadnego kontaktu.

– Jesteśmy przekonane, że winę za taki stan ponosi załoga szpitala. Gdyby została od razu zoperowana, gdyby pielęgniarki zainteresowały się, czy nie trzeba jej pomóc, mama nie przeżyłaby takiego szoku związanego z bólem po złamaniu. Chcemy podkreślić, że nie mamy pretensji o to, że mama spadła. Takie rzeczy w przypadku starszych ludzi się po prostu zdarzają. Chodzi nam tylko o kompletny brak pomocy po wypadku, powiedziała Pecyna.

Kobiety zamierzają złożyć w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez personel ZOL-u.

Nie udało nam się uzyskać komentarza szpitala do tej sprawy. Od rodziny Anny Trymbulak otrzymaliśmy jednak pismo, w którym do wypadku odnosi się zastępca dyrektora do spraw medycznych Krzysztof Wójcikiewicz. To odpowiedź lecznicy, na skargę, którą wcześniej wysłała Jadwiga Pecyna.

Z pisma wynika, że szpital nie czuje się odpowiedzialny za wypadek. Dyrektor Wójcikiewicz zapewnia, że panią Annę otoczono należytą opieką, a winna temu, że wypadła z łóżka jest „nagła i nieoczekiwana zmiana zachowania pacjentki, czego personel nie mógł przewidzieć”. Nie wyjaśniono jednak na czym ta nagła zmiana zachowania miała polegać.

Dyrektor zapewnia także, że po zdarzeniu pielęgniarki kilka razy badały pacjentkę, ale nie stwierdziły zasinień, zmian ruchomości, rotacji kończyn, co mogłoby wskazywać na złamanie. Pierwsze dolegliwości, zdaniem personelu szpitala, pojawiły się dopiero w czasie, gdy w szpitalu swoją babcię odwiedziła Ewa Miszewska. Następnie „niezwłocznie wykonano wszystkie badania lekarskie”. Szpital nie wskazuje jednak tego, kiedy konkretnie je przeprowadzono.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj