Wewnętrzna komisja bada nieprawidłowości w Urzędzie Miasta w Gdańsku i podległych mu jednostkach. Chodzi przede wszystkim o rzekome przywłaszczenie pieniędzy przez pracowników mariny, między innymi za postój żaglówek oraz korzystanie z natrysków i pralni dla żeglarzy. Na temat korupcji w magistracie rozmawiali radni Gdańska podczas sesji. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie tłumaczył się przed nimi. O działaniu komisji powiadomiła sekretarz miasta Danuta Janczarek. Na wyjaśnienia czekają wszyscy radni, również z PO, bo to oni we wtorek wezwali prezydenta na dywanik. Jak mówią, wpływa to źle nie tylko na wizerunek magistratu, ale także samej Platformy Obywatelskiej. Szef klubu PO w radzie miasta Maciej Krupa ma nadzieję, że wewnętrzna kontrola wyjaśni sprawę. Jej wyniki mają trafić do komisji rewizyjnej, która podejmie dalsze kroki.
Bardziej radykalny w ocenie jest radny Prawa i Sprawiedliwości Grzegorz Strzelczyk. Jego zdaniem były pracownik mariny tak dokładnie opisał proceder wyprowadzania pieniędzy, że wydział kontroli wewnętrznej nie będzie miał najmniejszych problemów, żeby ujawnić kto jest winny.
Wyniki kontroli mają być znane najpóźniej we wtorek. Sprawą możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników gdańskiej mariny zajmuje się także prokuratura.
To nie jedyna afera w gdańskim magistracie. W tym roku cztery urzędniczki usłyszały zarzuty za branie łapówek w zamian za załatwianie mieszkań.