To była największa katastrofa morska w historii. 69 lat temu niedaleko Ławicy Słupskiej zatonął statek Wilhelm Gustloff. Został storpedowany przez radziecki okręt podwodny. Zginęło ponad 9,5 tysiąca osób. Okręt pod banderą III Rzeszy wyruszył w swój ostatni rejs z portu w Gdyni 30 stycznia 1945 r. Wrak jednostki spoczywa na głębokości ok. 40 metrów. Jego tajemnice od lat próbuje odkryć prezes gdańskiego Klubu Nurków Rekin. Jerzy Janczukowicz ma nawet pamiątki z wraku, które przywiózł z jednej z wypraw.
– Ten sześcian z mosiądzu nie przypomina kandelabru. Niemniej to jest taki lampion, który wisiał pod sufitem w dużej sali wypoczynkowej na tym okręcie. To z kolei jest bulaj z niego, czyli celownik optyczny, który stał na kompasie. Służył do ustalania kierunku płynięcia statku. Na zewnątrz mam jeszcze kawałek balustrady schodowej z Gustloffa. Nie są to żadne skarby, ale pamiątki z wyprawy – mówi Jerzy Janczukowicz. Obecnie nie można już nurkować w pobliżu wraku Wilhelma Gustloffa. Jerzy Janczukowicz wciąż pasjonuje się tajemnicą statku. Zbiera notatki prasowe i poszukuje wszelkich dokumentacji.
W styczniu 1945 r. statek miał przetransportować z Gdyni do Niemiec ok. 10 tysięcy osób. Na pokładzie była załoga, żołnierze i cywile m.in. działacze NSDAP i rodziny urzędników hitlerowskich, uciekające z zajmowanych przez wojska radzieckie terenów. Wieczorem 30 stycznia 1945 r. statek storpedował radziecki okręt podwodny. Pasażerowie uciekali w panice, większość zginęła w lodowatej wodzie. Okręt zatonął w 65 minut po storpedowaniu.