Angelika Cichocka w RG: Wiedziałam, że w finale będzie dobrze

DSC 0054

Nieprzespana noc, dziesiątki telefonów z gratulacjami i łzy szczęścia. Tak Angelika Cichocka opowiada w rozmowie z Radiem Gdańsk o tym, co zdarzyło się, kiedy odebrała srebrny medal halowych lekkoatletycznych mistrzostw świata. Pochodząca z Kaszub biegaczka na 800 metrów zaskoczyła wszystkich zajmując drugie miejsce w swoim finale. Angelika dziś wciąż jest pełna energii, choć jak mówi w rozmowie z Maćkiem Bąkiem, nawet przez chwilę nie zmrużyła oka.

Maciej Bąk, Radio Gdańsk: Angelika Cichocka niecałą dobę temu zaskoczyła wszystkich, chyba nawet siebie, zdobywając srebrny medal. Rozmawiamy po nocy. Nocy, jak słyszałem, nieprzespanej?
Angelika Cichocka, srebrna medalistka HMŚ: Tak, oczywiście, że nieprzespanej. Emocje wzięły górę i około czwartej nad radem to wszystko dotarło do mnie, chyba zszedł stres i po prostu popłakałam się ze szczęścia i nie mogłam w to uwierzyć. Jestem przeszczęśliwa.

M.B.: A do czwartej trwałaś w takiej trochę niewiedzy?
A.C.: No tak, siedzieliśmy w hotelu całą grupą, rozmawialiśmy, niby wiedziałam, ale wciąż to do mnie nie docierało. Nie wiem, jak to się dzieje, ale dopiero o czwartej rano dałam upust emocji.

M.B.: To na pewno jest trochę inaczej, kiedy ktoś startuje z pozycji faworyta i medal jest dla niego spełnieniem obowiązku niż, tak jak w Twoim przypadku, nie miałaś aż takich założeń. Twój plan minimum to był przecież finał…
A.C.: Tak, tym bardziej że po drodze miałam jakieś przygody ze zdrowiem i nie do końca wiedziałam, jaka jest moja forma. Wcześniej na mityngach czułam się pewnie i czułam się mocna i świetnie przygotowana, ale po chorobie nie do końca wiedziałam na czym stoję. I dlatego w eliminacjach zaryzykowałam, poszłam bardzo mocno ostatnie 200 metrów i to zagwarantowało mi finał. A w samym finale wiedziałam, że może być dobrze – kwestia tego czy byłam wypoczęta i zregenerowana, ale okazało się, że tak. Byłam przygotowana na dwa biegi i udało się.

M.B.: Obserwowałaś też bieg mężczyzn w Twojej dyscyplinie. I ten dramatyczny przebieg – Marcin Lewandowski najpierw radosny z flagą, a potem pozbawiony medalu. To jest taki szczegół, jedno drobne przewinienie…
A.C.: Tak, to jest drobnostka. Bardzo współczuję Marcinowi. To jest przykre dla wszystkich, dla całego teamu i też dla mnie. To przecież mój kolega z grupy, z którym razem trenowaliśmy. Ale wiem też, że wyjdzie z tego obronną ręką i go to jeszcze bardziej zmotywuje. Ja zresztą miałam podobną sytuację w Katarze w 2010 roku, gdzie też nie jechałam jako faworytka, a zakwalifikowałam się do finału – była przeogromna radość, a potem dowiedziałam się od trenera że jednak jest dyskwalifikacja za przekroczenie toru. Tylko, że wtedy nie było nagrania i dowodu, a jednak decyzja zapadła. U Marcina było ewidentne przekroczenie i Brytyjczycy słusznie zaprotestowali. Jestem pewna, że gdyby była odwrotna sytuacja, to my też złożylibyśmy protest. To w końcu kwestia medalu.

M.B.: Wróćmy do tych wesołych akcentów. Kiedy wczoraj rozmawialiśmy byłaś tuż po biegu, a jeszcze przed ceremonią. Jak wspominasz rozdanie medali?
A.C.: Oj, fantastycznie, chociaż dla mnie najlepszym momentem, o którym marzyłam było wziąć polską flagę i tuż po biegu odbyć rundę honorową. To było niesamowite – te emocje, wiwatujący ludzie dopingujący, radość i jeszcze adrenalina po biegu. To wszystko jest takie świeże i gorące i jest chyba lepsze nawet od stania na podium. To są takie emocje i coś fantastycznego! A samo podium – oczywiście: rewelacja. Podoba mi się i chcę jeszcze!

M.B.: Wspominałaś o nieprzespanej nocy. Wywołały ją pewnie też emocje, ale też pełne ręce roboty. Telefon pewnie nie przestawał dzwonić?
A.C.: Tak, dostałam mnóstwo gratulacji i to dosłownie wszędzie. I przez telefon, i przez Facebook`owy fanpage i przez prywatne wiadomości. Wszystkim w tym miejscu chcę podziękować za wsparcie i doping, i za miłe słowa przed i po biegu. To wszystko jest niesamowite, dziękuję wszystkim.

M.B.: Pochodzisz z naszego regionu, z Kaszub. Miejscowość Mściszewice, niektórzy mówią Borzytuchom, ale tam tylko występujesz…
A.C.: Wychowałam się w Mściszewicach i to jest moja miejscowość rodzinna. Tam chodziłam do szkoły, wychowywałam się i bardzo chętnie tam wracam. To piękna miejscowość i oczywiście pozdrawiam wszystkich mieszkańców!

M.B.: Lepszej promocji nie mogła sobie ta miejscowość wymarzyć niż wychowanie medalistki?
A.C.: No cieszę się, że tak jest i mam nadzieję, że medali będzie jeszcze więcej i będę mogła jeszcze bardziej rozsławić moją rodzinną miejscowość!

cichockawew

M.B.: Wszyscy już ostrzą sobie zęby na Twoje występy na międzynarodowych imprezach na otwartym stadionie bądź na olimpiadzie, ale powiedz co planujesz na najbliższe dni? Zasłużony odpoczynek?
A.C.: Tak, teraz czeka mnie kilka dni wolnego i odpoczynku. Zero biegania, co rzadko się zdarza, bo trenuję przez cały rok. Trzeba się jednak zregenerować, bo w kwietniu wchodzimy w przygotowania do sezonu letniego. Pewnie zgrupowanie w Zakopanem albo obóz na wysokości w USA. Ale na razie odpoczynek i relaks, choć nie mogę się doczekać sezonu, bo ten sukces nakręcił mnie bardzo na dalsze bieganie!

Angelika Cichocka jest zdobywczynią jednego z trzech medali dla Polski w Halowych Mistrzostwach Świata w Lekkoatletyce. Pozostała dwójka to złota Kamila Lićwinko w skoku wzwyż i srebrny Adam Kszczot w biegu na 800 metrów.

Dwa lata temu nasza medalistka wzięła udział w akcji Kaszubskie Bajania, która zrealizowana została przez Radio Gdańsk oraz Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Wicemistrzyni świata przeczytała wówczas jedną z baśni właśnie po kaszubsku. Jak wyszło, sprawdźcie poniżej.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj