– Obaj dyspozytorzy byli zajęci, pomagali w tym czasie innym potrzebującym, tak dyrektor pogotowia w Gdyni tłumaczy problemy z przyjęciem wezwania do przedwcześnie rodzącej kobiety. Mężczyzna, który wzywał karetkę, zadzwonił na numer alarmowy 112.
Dyspozytorzy Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego przez kilka minut nie mogli jednak skontaktować się z gdyńskim pogotowiem, aby przekazać zgłoszenie. Zanim połączenie doszło do skutku kobieta urodziła. Jak podkreśla dyrektor gdyńskiego pogotowia Marian Kętner – jego stacja dysponuje dwiema liniami i obie były w tym czasie zajęte. Na jedną zadzwonili rodzice zaniepokojeni siniejącym i mającym problemy z oddychaniem dzieckiem, z drugim dyspozytorem skontaktowała się kobieta, której mąż różnież miał problemy ze złapaniem oddechu.
– W obu tych przypadkach dyspozytorzy najpierw wysłali karetki, a sami, zanim zespoły ratownictwa medycznego dojechały na miejsce, instruowali przez telefon jak pomóc potrzebującym. Dlatego przez kilka minut obie linie były zajęte, tłumaczy Kętner.
Dyrektora dziwi jednak, że WCPR, w obliczu problemów ze skontaktowaniem się przez telefon, nie skorzystało z łączności radiowej, aby poinformować o rodzącej przedwcześnie kobiecie. Między innymi to powinna wyjaśnić kontrola, którą zarządził Wojewoda Pomorski. Dyrektor pogotowia liczy także, że ta wykaże, iż w liczącej prawie 250 tysięcy mieszkańców Gdyni potrzebny jest trzeci dyspozytor.
– Takie sytuacje, choć nie zdarzają się często, pokazują, że na tym stanowisku powinny u nas pracować trzy osoby. Był kiedyś nawet projekt ministerialnego rozporządzenia, który określał, że na 80 tysięcy mieszkańców musi być jeden dyspozytor. Nie wszedł w życie, ale moim zdaniem to był rozsądny przelicznik. Gdyby tak było, mielibyśmy trzech pracowników odpowiedzialnych za odbieranie telefonów, mówi Kętner.
Pierwsze wnioski z kontroli wojewody powinniśmy poznać w przyszłym tygodniu.
***
Aktualizacja 27 marca godz. 16:00
Ratowniczka medyczna przez telefon pomogła mężczyźnie odebrać poród. Radio Gdańsk dotarło do zapisu rozmowy, w której kobieta instruuje zdenerwowanego mężczyznę, jak bezpiecznie pomóc przyjść dziecku na świat. Poród zakończył się szczęśliwie, pozostaje jednak pytanie, dlaczego na miejscu nie pojawiło się pogotowie?
W piątek 21 marca o godz. 2:15 w nocy zdenerwowany mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy 112. Poprosił o pomoc kobiecie, która zaczęła przedwcześnie rodzić. Dyspozytorka spróbowała przekierować rozmowę do gdyńskiego pogotowia, jednak bezskutecznie. Dyspozytorka pogotowia zgłosiła się dopiero po kilku minutach. W tym czasie rozmowę w Wojewódzkim Centrum Powiadamiania Ratunkowego przejęła pracująca tam ratowniczka medyczna. Instruowała telefonicznie mężczyznę, co ma robić, aby bezpiecznie odebrać poród. Mówiła m.in. aby nie próbował siłą wyciągać dziecka, mimo że była widoczna już jego główka. Gdy w końcu udało się skontaktować z pogotowiem, poród zakończył się szczęśliwie.
Wojewoda pomorski Ryszard Stachurski zażądał wyjaśnień, dlaczego pojawiły się trudności z połączeniem się z pogotowiem. Działania w tej sprawie podejmie Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.
– Od Kierownika Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Gdańsku Wojewoda będzie chciał natomiast uzyskać informację, jak wygląda współpraca operatorów numeru 112 z wszystkimi dyspozytorniami medycznymi na terenie województwa pomorskiego, mówi rzecznik wojewody Roman Nowak.
Operatorka numeru alarmowego, która pokierowała akcją porodową przez telefon, poprosiła o zachowanie anonimowości. – Twierdzi, iż wykonywała tylko swoje obowiązki służbowe, wyjaśnia Roman Nowak.